Rozdział 9

Vera siedziała pod swoim drzewem. Z daleka od innych Streferów. Czuła się tam lepiej niż gdy była otoczona innymi. Cisza, nikt jej nie zawracał głowy. Prawda wyszła z ukrycia, a ja nie mogę- pomyślała. Wrota były już zamknięte, ale pomimo tego nie czuła się bezpiecznie. Było cimno i zimno, a ona siedziała w cienkiej bluzce z rękawami do ramion. Nie płakała poprostu siedziała pod drzewem, zła na siebie, zła na cały świat, a właściwie całą Strefę.


Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk matalu pocieranego o kamień. Buldożerca- tylko to przyszło jej do głowy. Ciarki przeszły jej po plecach. Zamknęła oczy. Zasnęła.


***


Newt begał po całej Strefie. Nigdzie nie było dziewczyny. Chciał się poddać, ale coś mu na to nie pozwalało. Nie wiedział co takiego.


Dla odpoczynku pozwolił sobie na krótki spacer po lesie. Później jej poszukam- stwierdził. I poszedł.


Błądził między drzewami. Było ciemno. Prawie nic nie widział. Wielokrotnie potykał się o gałęzie. Coś nawet wplątało mu się we włosy.


Jedno z drzew wydawało mu się być bardzo dziwne. Miało nieregularny kształt. Podszedł bliżej. Dotknął pnia. Przesuwał rękę dalej. Nagle ją cofnął. Natknął się na coś, co w dotyku przypominało materiał. Przesunął się w prawą stronę. Zobaczył śpiącą osobę. Nie wyglądał jak żaden ze Streferów, których znał, a znał wszystkich. To była dziewczyna.


-Hej, śpisz?- zapytał i potrząsnął ją za ramię.


Otworzyła oczy i na widok chłopkaka podskoczyła. Szybko wstała.


-Kim jesteś?- zapytała, bo było już tak ciemno, że nie było nic widać.


-Mam na imię Newt. A ty?


-Vera. Może chodźmy gdzieś gdzie jest jaśniej. Ciężko się rozmawia jeśli nie widzi się swojego rozmówcy.


Newt przytaknął.


Wyszli z lasu i dziewczyna zaczęła kojarzyć fakty. To był on. Ten, z którym spotkania chciała uniknąć. Teraz już nie ucieknę- stwierdziła. W myślach przeklęła samą siebie.


Chłopak zaczął rozmowę:


-Podobno uratowałaś mi życie. To prawda?


-Więc już wiesz- Vera udawała głupią.- Niestety to prawda.


-Niestety?- chciał wiedzieć o co jej chodzi.


Że też palnełam taką głupotę!- pomyślała. Vera musiała szybko coś wymyślić. Spojrzała na Newta. Miał zaklejony opatrunkiem policzek.


-Przecież strzała rozcieła ci kawałek twarzy.


-To nic wielkiego. Miałem gorsze rany. A tobie co się stało?- wskazał na jej rękę.


Vera podczas pobytu tutaj nie zwróciła uwagi na to, że jej przedramię było zawinięte w bandaż. Nikt wcześniej nie zadał jej tego pytania. Nawet ona sama.


-Miałam to już kiedy tu przyjechałam- odpowiedziała.


-Nie wiesz co to?- zapytał, a Vera pokiwała głową.- Odwiń i zobacz.


Dziewczyna zciągneła opatrunek. Na ręce miała wytatuowane "NIEZNISZCZALNA".


-Co to znaczy?- chciał wiedzieć Newt.


-Nie mam pojęcia- odpowiedziała.- Strasznie późno, co nie? Nie wiem jak ty, ale ja idę spać.


Sprawnie spławiła chłopaka i wolnym tempem pobiegła po śpiwór. Odbiegła kawałek i usłyszała Newta za sobą:


-Ej, zaczekaj! Nie zdążyłem...- dziewczyna już go nie słyszała.


Nie zdażyłem ci podziękować- dokończył w myślach. Uśmiechnął się. Vera zrobiła na nim niezłe wrażenie... Szczególnie przez precyzyjnie oddany strzał. Do tej pory to on najlepiej strzelał, ale nie przeszkadzało mu, że jego miejsce wśród najlepszych zajęła dziewczyna. Nawet mu się to podobało. Miała w sobie coś tajemniczego, co sprawiało, że Newt chciał za nią pobiec i jeszcze troche porozmawiać.


***


Tymczasem Vera kładła się już spać. Thomas i Chuck także. Nie zwracała na nich uwagi, poprostu szykowała się do snu. Ale to, że ona udawała, że ich nie widzi, nie ozaczało, że oni traktowali ją jak powietrze.


-Thomas, jak myślisz znalazł ją?- zapytał Chuck.


-Nie wiem, ale róbmy zamieszania. Jutro sobie pogadają.


Vera dobrze to słyszała. Tak, jutro sobie pogadamy- pomyślała sarkastycznie. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Był zbyt natrętny, chciał wiedzieć jak najwięcej. Ona tego nie chciała.


Tej nocy przysniło jej się coś dziwnego.


Siedziała w białym pomieszczeniu. Przyszedł do niej mężczyzna. Podał jej dwie książki. Wskazał, na które ma najbardziej zwrócić uwagę. Przykazał jej się wszystkiego nauczyć. Powiedział, że później przyjdzie sprawdzić jak jej poszło. Kiedy wychodził, drzwi przez chwilę się nie zamykały. Wtedy przechodziła korytarzem dziewczyna. Miała ciemne włosy i była może w wieku Very.


Leżała na łożku. Białe światło raziło ją w oczy. Czuła igłę przebijającą się przez jej skórę. Ktoś powiedział: "Według badań jest... Powinna się obronić... Zobaczymy". Większości słów nie słyszała.


Znowu leżała. Igła jeździła po jej skórze jak pędzel po płótnie. Ktoś "rzeźbił" w jej ręce. Dokładnie coś na niej rysowano.


Na tym sen się skończył. Vera obudziła się. Niebo wciąż było ciemne.


Ponownie zasnęła. Tym razem nic się jej nie śniło.


.....


Dzięki za przeczytanie!


Jakie wrażenia?


Zostaw po sobie ślad w postaci gwiazdki lub komentarza. Zachęcam!

Comment