Rozdział 4


Vera obudziła się dosyć wcześnie. Właściwie to coś ją obudziło. Oparła się na łokciach. Z tej perspektywy widziała wszystko co działo się przy wrotach, które były już otwarte. Było tam kilku chłopaków, dokładnie dziewięciu. Ku jej zaskoczeniu był tam też Thomas. Nie wspominał o tym, że jest Zwiadowcą- powiedziała w myślach. Uśmiechnęła się.


Niebo było jeszcze szare, ale gdzieniegdzie prześwitywało słońce. Większość Streferów już się budziła. Byli to głównie ludzie z Zielni. Vera ich rozpoznała, bo zaledwie dzień wcześniej przyglądała się ich pracy.


Dziewczyna usłyszała kroki. Jeden chłopak podszedł do niej. Poprosił, żeby poszła za nim. Przedstawił się jako Jeff. Był jednym z Plastrów. Pracował w strefowym "szpitalu". Nie powiedział dokąd idą.


Dotarli do bazy. Weszli do środka. Tam czekali na nich Streferzy. Jak się potem okazało byli to Opiekunowie różnych grup. Siedzieli w półkolu. Dwa krzesła były puste. Kogoś nie ma- pomyślała. Na środku pomieszczenia, w którym się znajdowali, stało jeszcze jedno krzesło. Jeff powiedział, żeby na nim usiadła. Tak zrobiła. To było jakieś Zgromadzenie. Pouczoną ją, aby się nie odzywała nieproszona.


Wszystko się zaczęło. Pierwszy odezwał się Alby:


-Ta oto tutaj świe...- spojrzał na nią. Z jej spojrzenia wywnioskował, że nie ma tak o niej mówić.- Vera, tak po prostu Vera, chciałaby być Plastrem. Jakieś spostrzeżenia? Propozycje?


Nikt się nie odezwał przez jakiś czas. W końcu ktoś się podniósł. To był Gally.


-To świeża- znowu to przezwisko, Vera już go nie lubiła.- Mamy jej zaufać? Powierzyć życie i zdrowie? Może nam poważnie zaszkodzić!


-Bardziej szkodzi ten twój trunek czy to, co tam pędzisz- odezwał się jeden ze zebranych.


Wielu się zaśmiało. Vera śledziła wzrokiem każdy ruch jaki ktokolwiek wykonał. Teraz odezwał się Jeff:


-Jeśli przejdzie perfekcyjnie, podkreślam perfekcyjnie, szkolenie to czemu nie. Bedzie nam pomagać. Przyda nam się. Prawda Clint?


-Potwierdzam- odpowiedział chłopak o imieniu Clint, który wcześniej dociął Gally'emu.


-To jedziemy po kolei. Zart?- Alby rozpoczął głosowanie.


-Niech jej będzie. Jestem za- zagłosował Zart, Opiekun Rolników (bo jak inaczej nazwać facetów pracujących na polu).


-Winston?- Alby ciągnął dyskusję dalej.


-Jeśli będzie potrafiła opatrzyć rany Rzeźników, to się zgadzam- Winston, Opiekun z Mordowni, także był po stronie Very.


-Gally, a ty co myślisz?- czarnoskóry chłopak powiedział to w zabawny sposób, ale i tak wszyscy znali odpowiedź.


-Nie wypowiedziałem się dosyć jasno? Mam powtórzyć? Nie zgadzam się.


-Zwykłe nie by wystarczyło, kto teraz?- głosowanie było przeprowadzane w dalszym ciągu.


Wypowiedziało się jeszcze kilka osób. Wszyscy byli za, z wyjątkiem Gally'ego- Opiekuna Budoli. Teraz pozwolono się wypowiedzieć Verze.


-Czy decydujesz się być Plastrem?- zapytał Alby.


-Tak- odpowiedziała, a na twarzach medyków pojawił się uśmiech.


-Szkolenie zaczniesz jeszcze dzisiaj. Jeff i Clint dobrze się tobą zajmą. Przysięgę złożysz oficjalnie po szkoleniu. To by było na tyle. Koniec Zgromadzenia. Plastry- Alby zwrócił się do medyków- ona jest wasza.


Jeff i Clint zaprowadzili Verę do szpitala. Oprowadzili ją i rozpoczęli szkolenie.



Comment