Rozdział 46

Minho zjawił się w Bazie po około godzinie.


Vera zdążyła opatrzyć większość rannych Streferów i teraz mogła odejść ze świadomością, że zostawia ich w dobrych rękach. Plastry miały zająć się resztą.


Vera wyszła na zewnątrz i ujrzała pole bitwy. Powietrze przesycone było zapachem krwi i dymu. Sprzątano po poprzednim ataku.


-Czy ktoś zginął?- zapytała Zwiadowcę.


-Cztery osoby. Nie można im było pomóc- odpowiedział.- I trzy porwano.


-Porwano?


-Codziennie zabierają jednego. Dzisiaj padło na Gally'ego.


Verę przeszedł dreszcz.


-Jeszcze nie ma północy, więc musimy się pospieszyć jeśli jeszcze dzisiaj chcemy stąd uciec- oznajmił Minho.


Chłopak włączył latarkę i poprowadził dziewczynę przez las. Szli przedzierając się przez gęstwinę drzew, hacząc o ostre gałęzie, rozcinając przy tym skórę. W tej części lasu rosły rośliny wytwarzające ciernie.


-To już niedaleko- powiedział po pewnym czasie.


Vera czuła się bezradna. Nie mogła pomóc Streferom podczas ataków, bo sama w tym czasie potrzebowała uwagi innych.


-Czy podczas Przemiany działo się ze mną coś niepokojącego?- spytała.


-Przez pierwsze godziny wyglądałaś tak jak wszyscy, którzy zostali użądleni, ale szybko odzyskałaś normalne kolory- Chłopak uśmiechnął się.


"Niezniszczalna"- pomyślała i spojrzała na swój tatuaż.


-Doszłaś do siebie szybciej niż inni- kontynuował.- A przypomniałaś coś sobie? Wiesz, niektórym rozjaśnia się umysł i po części widzą swoje wspomnienia.


-Tak. Właściwie to wróciła mi cała pamięć.


Minho stanął jak wryty. Chyba zaskoczyło go to, co powiedziała Vera.


-Na serio?


Dziewczyna przytaknęła.


-A pamiętasz coś co mogłoby się nam przydać?


-Opowiem jak będziemy mieli kod, bo to wszystko wiąże się właśnie z tym. A właściwie dlaczego postanowiłeś pokazać mi właśnie teraz te kwiaty?- zaciekawiło ją to.


-Bo obiecałem.


Vera chciała znaleźć kwiat, ponieważ lek, który miała wynaleźć trzeba było stworzyć z substancji znajdujących się w otoczeniu. "Ambrozja" pierwsza przyszła jej do głowy.


Minho zatrzymał się i latarką oświecił roślinę przed sobą. Tak jak w opisie dziewczyny, kwiat był biały i oprószony złotym pyłem.


-Nie mam pojęcia jak ten kwiat się nazywa- powiedział Zwiadowca.


-Ale ja wiem. To są Irysy- oznajmiła Vera.- Przeważnie są fioletowe, ale zdarzają się też białe. Bardzo rzadko.


-Skąd to wiesz?


-Dużo czytałam o kwiatach i w ogóle o roślinach.


Dziewczyna wyrwała kwiat z korzeniami i strząsnęła nadmiar ziemi. Minho nie zdziwił ten czyn, ale Vera spojrzała na niego oczekując wyjaśnień.


-Newt mi powiedział. O wirusie. Domyśliłem się, że za pomocą tej rośliny będziesz chciała stworzyć lek.


-Nie mam pewności, że się uda, ale jeśli nie spróbuję...


Minho chwycił ją za ramię w pokrzepiającym geście i pospieszył. Zostawało im co raz mniej czasu.


Vera pobiegła do Bazy aby odłożyć roślinę. Jak tylko to zostawię, pobiegnę skontrolować co dzieje się z kodem- postanowiła.


Baza nadal była przepełniona Streferami, którzy teraz próbowali zasnąć, by nabrać sił. Niestety, niektórzy w agonii nie mogli zmrużyć oka.


Wirus spoczywał bezpiecznie pod deskami podłogi. Dziewczyna przesunęła skrzynkę nieco dalej i uzyskała trochę przestrzeni, aby ukryć kwiat. Teraz mogła pomóc przyjaciołom w uzyskiwaniu kodu.


.....


Dzięki za przeczytanie!!!

Comment