Rozdział 35

Verę tej nocy męczył sen.


Była w siedzibie DRESZCZu. Tyle razy tam wracała we wspomnieniach, że rozpoznałaby ją wszędzie. Stała w jakimś dziwnym miejscu. Możliwe, że była to piwnica. Czekała na kogoś. Otaczały ją kartony. Podeszła do jednego z pudeł. Otworzyła je. Zobaczyła tylko kilka książek i małą szkatułkę. Uważnie przyglądała się całej zawartości. Książki okazały się mitologią przetłumaczoną na kilka języków. W szkatułce, natomiast, znajdował się złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie znaku nieskończoności. Do tego drobiazgu została także załączona karteczka. Vera ją rozłożyła.


-Przeczytaj- Za dziewczyną pojawiła się kobieta, którą dobrze znała. Ava Paige przyglądała się jej stojąc w drzwiach.


-Przepraszam, powinnam już dawno być w pokoju- powiedziała Vera.


-Tak, ale teraz przeczytaj to co jest tam napisane.


Dziewczyna spojrzała na kawałek papieru trzymany w ręce.


-Niech ten łańcuszek- zaczęła czytać- przypomina ci o tym, że wszystko co zrobisz będzie trwało przez wieczność. W wspomnieniach innych, w ich pamięci. Iris bądź silna.


-Wiesz kto to napisał?- zapytała kanclerz Paige.


-A powinnam?


-To są rzeczy twojej matki. Miałaś je dostać gdy już będziesz pełnoletnia, ale teraz też jest odpowiedni moment.


-Jak to do mojej matki? Przecież urodziłam się tutaj.


-Jesteś dzieckiem DRESZCZu. Twoi rodzice byli jednymi z założycieli, ale zaraz po twoim urodzeniu oboje zmarli na Pożogę.


-Po co mi to pani mówi?


-Bo kiedyś dokończysz ich dzieło.


-Kim jest Iris?


-Dlatego w pudle są te książki. To mity. Znajdź coś o Iris.


Vera otworzyła na spisie jedną z książek. Znalazła "Iris" na jednej ze stron.


-Iris była boginią tęczy.


-Tak. Twoi rodzice uwielbiali grecką mitologię.


-Nadal nie rozumiem dlaczego tu jest napisane "Iris bądź silna"- dziewczyna próbuje się czegoś dowiedzieć.


-Iris to... ty- słowa nie mogły przejść kobiecie przez gardło.


-To nie możliwe. Mam na imię Veronica.


-Nie. Masz imię po tej właśnie bogini- kanclerz Paige posmutniała.- Teraz chcę ci wytłumaczyć najważniejsze. Wiesz co zbudował Dedal?


-Ten od Ikara?


-Tak.


-Zbudował coś dla Minotaura, ale co takiego to nie pamiętam.


-Zaprojektował labirynt- oznajmiła kobieta.


-Zgaduję, że moi rodzice uwielbiając mitologię, wpadli na pomysł zbudowania labiryntu dla testów- Vera powiedziała to mając nadzieję, że odpowiedź brzmi "nie".


-Tak, to oni na to wpadli. A teraz ty musisz dokończyć ich dzieło.


-Co to znaczy?- zapytała dziewczyna.


-Musisz wynaleźć lek na Pożogę.


-Przecież to niemożliwe- Vera zlekceważyła słowa kobiety.


-Dla ciebie nie ma nic niemożliwego. Wnioskuję to z tego, że udało ci się uciec ze swojego pokoju strzeżonego przez ludzi z elektromiotaczami- Ava Paige uśmiechnęła się.- No już. Zabierz te rzeczy i wracaj do siebie, Iris.


-Czy możemy zostać przy "Vera"?


-Niech będzie.


Dziewczyna wstała i zabrała ze sobą jeden egzemplarz mitologii i łańcuszek. Pani kanclerz popchnęła Verę w stronę schodów.


Gdy już znalazły się na górze, kobieta skierowała się w przeciwną stronę niż Vera. Dziewczyna doszła do drzwi swojego pokoju. Obejrzała się czy nikt nie idzie. Po swojej prawej zobaczyła Thomasa. Wyraźnie ucieszyła się na jego widok. Chłopak podbiegł do niej.


-Miałaś czekać na mnie w piwnicy- powiedział.


-Paige mnie tam przyłapała.- Drzwi od pokoju otworzyły się.- Wejdź.


Thomas wszedł do białego pomieszczenia. Usiadł na łóżku, a Vera zajęła miejsce przy biurku. Odłożyła książkę i szkatułkę. Łokcie oparła na kolanach i zwróciła się do chłopaka:


-Co chciałeś mi powiedzieć?


-To może wydać się trochę dziwne, ale zbuntowałem się. Po prostu odmówiłem pracy. Ale to nie jest najgorsze. Wiesz, że DRESZCZ nie jest dobry. Tersa tak nie uważa.


-To też wiem- potwierdziła Vera.


-No tak. I tu właśnie tkwi problem. Chciałem, żeby ona także się postawiła. Zacząłem ją przekonywać. Nie uwierzysz co zrobiła. Poszła na skargę.


-Thomas, co oni chcą teraz zrobić?- zapytała dziewczyna zmartwiona losem kolegi.


-Zsyłają mnie do labiryntu- Thomas padł na łóżko i głośno wypuścił powietrze z płuc.


-Jak ona mogła ci to zrobić?! Myślałam, że wszyscy jesteśmy przyjaciółmi.


-Też tak myślałem.


-Thomas, proszę, nigdy więcej jej nie ufaj.


-Więcej tego nie zrobię.


Chłopak wstał i podszedł do drzwi.


-Najprawdopodobniej znajdę się w tym samym labiryncie co inni. Postaram się ich stamtąd zabrać- powiedział.


-Uważaj na siebie.


-Nie mam wyboru. Może jeszcze kiedyś się zobaczymy, Veronico.


-Mam nadzieję, Thomasie.


Wyszedł.


Vera powiedziała do siebie: "Nie Veronica tylko Iris".


Z korytarza dobiegł krzyk. Krzyk Thomasa. Zabierają go- te słowa także Vera skierowała do siebie.


Sen dobiegł końca. Dziewczyna obudziła się zalana potem. Wspomnienia wyjaśniły część rzeczy. Łańcuszek był pamiątką po jej rodzicach, a imię... tego właściwie nie dało się logicznie wytłumaczyć. Dlaczego Vera?- zadała sobie to pytanie.


Karteczka pod drzwiami leżała nienaruszona. Za oknem panowała ciemność. Był środek nocy. Thomasa nie było.


-Gdzie on jest?- Vera zadała to pytanie, ale nie usłyszała odpowiedzi.- Co go mogło zatrzymać?- na to też nikt nie odpowiedział.


Prawda była taka, że Thomas towarzyszył Teresie.


.....


Dzięki za przeczytanie! Gwiazdki i komentarze mile widziane!

Comment