green



Zamknęłam za sobą szklane drzwi i chwyciłam go za nadgarstek.


Wzrok mu się trochę pogorszył, ale mówił, że to przejściowe.


Miałam tylko nadzieję, że mówi prawdę.


- Jaki kolor ma trawa? - zapytał, uśmiechając się lekko. Uniosłam brew i zastanawiałam się, czy naprawdę tego nie wiedział.


- To zielony. - Spojrzał na mnie i przewrócił oczami. - Symbolizuje świeżość i szczęście.


Pokiwał głową w zrozumieniu. Zaczęliśmy iść w kierunku jego domu. Odprowadzałam go, kłamiąc, że to po drodze. Widziałam, że czasami o mało na coś nie wpada i wiedziałam, że to nie niezdarność. Jego wzrok platał mu figle, a mieszkaliśmy w środku Sydney. Martwiłam się o chłopaka, którego poznałam kilka dni temu. Nie zastanawiałam się nad tym, czy mogłabym się w nim zakochać, bo wyjeżdżał. Nie mogłam się zakochać w kimś, kto zamierzał mnie zostawić, nie ważne jak bardzo bym go lubiła.


- Jesteś zielona w mojej obecności? - Zapytał.


Odpowiedź była trudna.


Michael był daltonistą, osobą, która potrzebuje opieki, bo ma pewne oznaki depresji. Nie umiałabym mu dać w pełni tego, czego ode mnie oczekiwał. Jeśli miałam być szczera, bałam się tego. Tego, o czym ludzie mówili jako złamanej miłości, złamanym sercu i złamanym świecie bez drugiej osoby. Nie chciałam być kłamcą.


- Przepraszam, Michael. - Zająknęłam się, widząc smutek, który niemal natychmiast odmalował się na jego bladej twarzy. - Cały mój świat jest niebieski, ale ty w tym wszystkim jesteś jak... czerwona róża.


Przerażał mnie fakt, że to wyznanie nadal nie było kłamstwem.




_________


wiecie, mam straszny stres za każdym rozdziałem, który tu dodaję, bo mam wrażenie, że po goodnight na tym totalnie się zawodzicie za każdym razem coraz mocniej. przepraszam.



Comment