5. Zaczynam od nowa

Rok później.


Przez ten rok wiele się zmieniło. Poszłam na studia, ekonomiczne. Byłam właśnie w samolocie. Leciałam z powrotem na Hawaje, ponieważ po jutrze ma się rozpocząć proces moich oprawców. Dylana i Josha złapali jeszcze w tym samym tygodniu. Jednak Cameron ukrywał się do dziś. Mam nadzieję że kiedy brat mnie zobaczy, sumienie go ruszy i wyzna gdzie ukrywa się jego wspólnik. Jednak gdyby miał to zrobić wydał by go, gdy prokurator proponował mi ugodę. Samolot którym leciałam zaczął zniżać się do lądowania. A ja cały czas rozmyślałam o nadchodzącym procesie, o tym jak zareaguję gdy ich zobaczę. O tym co powie Dylana, czy będzie mu przykro, czy chociaż przeprosi. O tym gdzie jest Cameron, czy policji uda się go w ogóle z chwytać.


Wysiadłam z samolotu, odebrałam bagaż i wyszłam przed lotnisko. Rozglądając się w poszukiwaniu żółtego lamborghini Logana, które dostał od taty z okazjo skończenia studiów. Brat miał po mnie przyjechać, po chwili dostrzegłam jego auto. Taszczą ze sobą bagaż podeszłam do niego. Widząc brat siedzącego w aucie i patrzącego na ekran telefonu, zapukałam w szybę by na siebie jego uwagę. Ten od razu na mnie spojrzał. Po czym odłożył komórkę i wysiadł z samochodu.


- Pomóc Ci z bagażami ?


- Było by miło.


Chłopak złapał moją walizkę i wsadził ją do bagażnika. Włożyła tam jeszcze torbę i wsialiśmy do auta. Logan zmierzył mnie wzrokiem.


- Okropnie wyglądasz.


- Dzięki - powieszałam, ironicznie się uśmiechając.


- Nie obrażaj się nie oto mi chodziło. Po prostu strasznie schudłaś - naprostował.


Spojrzałam po sobie. Niestety miał rację już wcześniej byłam chuda, a od czasu tego napadu schudłam 10 kilo. Przez co wyglądałam jak szkielet.


- Co z tego ?


- Nic, ja po prostu martwię się o Ciebie.


- Wszystko jest w porządku.


Brat włożył rękę do kieszeni i wyciągnął małą jasno żółtą karteczkę, złożoną na pół.


- Twój lekarz, prosił żebym Ci to dał - podał mi papier.


- Jaki lekarz ?


- Ten którego poznałaś w szpitali tamtego dnia.


- Co to jest ? - zapytałam rozkładając kartkę.


Na której zobaczyłam ciąg cyfr, tworzących numer telefonu.


- Trzymałeś to przez rok ?


- Nie wiedziałem czy mam Ci to dać.


- Więc czemu dajesz mi to akurat teraz ?


- Widzą że jesteś strasznie zestresowana z powodu tego procesu, zabaw się.


- Mam po roku zadzwonić do lekarza, którego widziałam tylko raz w życiu.


- Spróbuj, nic nie tracisz - stwierdził, uruchomiając samochód.


Brat powoli ruszył. Schowałam karteczkę do torebki, wyjechaliśmy za główną ulicę. A Logan przyśpieszył. Widok na rosnące nieopodal palmy nadal mi się podobał, mimo to że widziałam je już setki razy.


- On jest ode mnie starszy.


- Przestań, wiek to tylko liczba. Ja też jestem od Ciebie starszy i mimo to organizuję świetne imprezy.


- Myślisz że on ma czas na imprezy, jest lekarzem.


- Każdy ma czas na zabawę. Mówią Ci zadzwoń do niego.


- Zastanowię się - stwierdziłam i wyjrzała przez okno, zapatrzyłam się na widok za nim - Marcus już jest ? - zapytałam tylko o niego, ponieważ wiedziałam że Justin przylatuje jutro.


- Tak.


- Daleko jeszcze - zapytałam po pewnym czasie.


- Przecież wiesz, jechałaś tędy wiele razy.


Nic nie odpowiadając patrzyłam tylko otaczającą nas przyrodę. Kiedy dojechaliśmy do domu. Brat zgasił samochód.


- Wysiadka - powiedział, patrząc na mnie.


- Otwórz mi drzwi - uśmiechnęła się szeroko.


- Oczywiście królowo - zażartował, po czym wysiadł z auta.


Podszedł od mojej strony, chwycił za klamkę i otworzył drzwi.


- Proszę, królowo - mówiąc jedną rękę położył na piersi i ukłonił się, a drugą wyciągnął w moją stronę.


Śmiejąc się, podałam mu swoją dłoń i wysiadłam.


- Co się tu wyprawia ? - usłyszał głos Marcusa.


- Królowa wysiada z karocy - odpowiedział mój najstarszy brat.


Usłyszałam donośny śmiech braci.


- I z czego się tak śmiejecie ? - spytała, uśmiechają się.


Marcus podszedł do mnie i serdecznie mnie przytulił. W tym czasie Logan otworzył bagażnik lamborghinii i wyjął z niego moje rzeczy.


- Idziecie - zapytał, niosąc moje bagaże.


Wszyscy razem weszliśmy do mojego pokoju, usiadłam na łóżku, a złe wspomnienie powróciły. Logan odłożył moje pakunki w garderobie. Pod wpływem wspomnień zaczęłam nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu.


- Coś się stało ? - odezwał się jeden z braci.


- Nie nic, ja po prostu chcę zostać sama.


- Spoko.


Oboje odwrócili się i wyszli z pokoju. Zacisnęłam mocno oczy próbując o tym wszystkim zapomnieć. Może Logan miał rację, mówiąc że jestem zestresowana i powinnam się zabawić. Wyjęłam komórkę z torebki którą cały czas maniłam przewieszoną przez ramię. Po czym sięgnęłam po karteczkę z numerem telefonu. Odblokowała telefon, zaczęłam bezmyślnie wpatrywać się w ekran urządzenia. Spojrzałam na papier trzymany w ręku. Nie byłam pewna czy mam zadzwonić. Mam dosyć chłopaków w moim wieku, którzy lecą tylko na kasę mojego ojca. Wzięłam głęboki wdech. Raz się żyle. Wybrałam numer z kartki.


- Halo - usłyszała męski głos po drugiej stronie.


- Halo, tu Jennifer.


- Jennifer Bell, to naprawdę ty.


- Tak.


- Cały czas czekałem na twój telefon. Myślałem że już nie zadzwonisz.


- A jednak warto było czekać.


- Skoro dzwonisz, to zakładam że chcesz się spotkać.


- Zgadłeś - powiedziałam, niepewnie.


- Organizuję dzisiaj imprezę u mnie w domu. Bedze kilku znajomych ze szpitala. Przyjdziesz ?


- Jasne.


- Mogę po ciebie przyjechać, jeśli chcesz.


- To nie będzie konieczne, brat mnie przywiezie.


- Skoro tak wolisz - stwierdził zwiedzony.


- O której mam być ?


- O 19.00, adres przyślę Ci SMS-em.


- Spoko.


- To do zobaczenia.


- Do zobaczenie Newt.


- Znasz moje imię, chociaż nigdy Ci się nie przedstawiłem.


- Jestem spostrzegawcza - oznajmiłam i rozłączyła się.


Położyła się na łóżku i zaczęła rozmyślać. Zraz po tym usłyszałam dziwę przychodzącej wiadomości. Zerknęłam na telefon, tak jak myślała był to adres Newta. Poleżałam jeszcze chwilę, po czym wyszłam z pomieszczenia. Skierowała się w stronę pokoju Logana. Zapukałam do drzwi.


- Proszę - od razu weszłam do środka.


- Możesz mnie gdzieś dzisiaj zawieść ?


- Mam Cię wozić przez cały dzień ?


- To ty chciałeś żebym umówiła się z doktorkiem.


- Więc jednak do niego zadzwoniłaś. Cieszę się że mnie posłuchałaś.


- Więc możesz mnie zawieść.


- W takiej sytuacji, jasne. O której mam być gotowy, do bycia twoim szoferem.


- O 18.30.


- Spoko, mam ubrać smoking ?
- To nie będzie konieczne.


Zaczęła szykować się około godziny 17.00. Wzięłam szybki prysznic, ponieważ była nieco spocona po podróży. Weszła do garderoby i zaczęłam przeglądać wszystkie swoje elegancie sukienki. Ostatecznie wybrałam srebrną, błyszczącą sukienkę, przed kolano. Na stopy włożyłam dopasowanie do niej szpilki. Podkręciła włosy lokówką, na twarz nałożyła podkład, który przypudrowała. Podkręciła rzęsy i pomalowałam je tuszem, zrobiła kreskę eyelinerem. Na usta nałożyłam moją ulubioną matową pomadkę. Przez ramię przewiesiłam wybraną wcześniej torebkę. Byłam gotowa. Wyszła z pokoju i zeszła po schodach do salonu. Wspomnienia i strach z tamtego dnia z powrotem powróciły do mię.


- Idziesz - nagle usłyszała Logana.


- Tak - wyrwana z rozmyślań, spojrzała w jego stronę.


- To choć.


Podążyłam z bratem, który poszedł prosto do swojego samochodu. Sama otworzyłam sobie drzwi i wsiadłam do auta.


- Masz ten adres.


- Tak.


Wyjęłam komórkę z torebki weszłam w wiadomości i podałam bratu. Logan wprowadził adres do nawigacji i uruchomił pojazd. W trakcie drogi zaczęły mnie nachodzić wątpliwości czy na pewno dobrze robię. Przecież wcale nie znam tego faceta, a jeśli to kolejny świr.


- Logan, nie jestem pewna czy dobrze robię.


- Oczywiście że dobrze. Trochę relaksu nikomu nie zaszkodziło.


- A jeśli coś mi się stanie ?


- Jeżeli coś będzie się działo, dzwoń a ja do razu po Ciebie przyjadę - oznajmił, spoglądają na mnie - No już nie myśl o tamtym dniu, tylko skup się na dobrej zabawie - dodał po chwili.


- Spróbuję.


Do domu doktora nie było daleko dlatego niedługo po tym dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu, zabierają ze sobą torebkę. Zaczęłam iść w stronę domu. Gdy usłyszała warkot silnika samochodu Logana, obróciłam się w jego stronę i pomachałam mu na pożegnanie. Brat niedbale odmachnął mi, po czym odjechał. Zestresowana zadzwoniłam do drzwi, a zaraz po tym staną w nich Newt. Trzymał w ręku bukiet kwiatów.


- Cześć - wykrztusiłam.


- Witaj - podał mi wiązankę


- Dzięki, nie trzeba było.


- Zapraszam do środka.


Weszłam do domu chłopaka. Rozejrzałam się w okuł, nie widzą nikogo oprócz niego zapytałam.


- Jestem pierwsza.


- Tak, goście będą dopiero o 20.00. Chciałem spędzić trochę czasu z tobą sam na sam - mówiąc prowadził mnie w stronę salonu - Napijesz się czegoś, robię świetne drinki.


- Potrafisz zrobić margaritę.


- Oczywiście - podszedł, do barku.


A ja rozejrzałam się po domu, był mniejszy od posiadłości ojca, ale dzięki temu bardziej przytulny. Usiadłam na kanapie, odłożyłam kwiaty na ławie. Parzyłam jak Newt przygotowuje drinka.


- Prozę - po chwili podał mi kieliszek i usiadł obok mnie.


- Ty nie piszesz ? - zapytałam zdziwiona.


- Rzadko piję alkohol, prawie wcale.


Upiłam łyk napoju, to jest najlepsza margarita jaką piłam.


- Robisz takie dobre drinki i nie pijesz ?


- Jestem pełen sprzeczności - uśmiechnął się.


Zrobiłam to samo cały czas patrzą na niego. Wzięłam jeszcze jeden łuk alkoholu i zaczęłam.


- A więc jesteś lekarzem.


- Jestem rezydentem, jak dobrze pójdzie to za parę lat nim zostanę.


- Na którym roku rezydentury jesteś ?


- Na drugim.


- Jaka specjalizacja ?


- Chirurgia.


- Ile masz lat, jeśli to nie tajemnica ? - spytałam, nie przestając się uśmiechać.


- 27, a ty ?


- 19.


- Od dawna mieszkasz na Hawajach ?


- Nie mieszkam tu, przyjeżdżam tu tylko na wakacje do ojca. A ty ?


- Urodziłem się w Chicago, ale kiedy miałem pięć lat rodzice przeprowadzili się tutaj.


- Masz rodzeństwo ?


- Mam siostrę.


- Ja jak już pewnie się domyślasz mam brata, ale nie jednego tylko czterech.

Comment