Trzydziesty szósty bohater

Luke westchnął cichutko z nadmiaru różnych bodźców, które posyłał w jego stronę czerwonowłosy. Zacisnął swoje malutkie piąstki na ramionach starszego, którego twarz znajdowała się właśnie w tamtym momencie na wysokości jego lekko wypukłego brzuszka. Chłopiec odrobinę się go wstydził, gdyż były to zbędne kilogramy, które były z nim odkąd tylko pamiętał i nijak nie potrafił się ich pozbyć. Kiedyś podsłuchał, że są to fałdy tłuszczyku charakterystyczne dla małych dzieci, ale przecież on już dawno przestał być dzieckiem. Na całe szczęście jego mąż wcale na nie nie narzekał, tylko w dalszym ciągu składał na powierzchni jego ciałka słodkie buziaki, od czasu do czasu powracając do jego buzi, a zwłaszcza do lśniących od śliny usteczek.  


Michael zszedł jeszcze niżej, zasysając się na delikatnej skórze po wewnętrznej stronie ud chłopca, na co otrzymał tak rozkoszne westchnienie, które podziałało na niego jak płachta na byka. Pragnął więcej, więcej i jeszcze więcej, posiadając świadomość, że nigdy nie będzie miał dość. 


Delikatnie złapał jedną nóżkę chłopca i podniósł ją do góry, śledząc wzrokiem sporych rozmiarów bliznę po oparzeniu, która ciągnęła się przez połowę jego łydki i złożył tam słodki pocałunek, mrucząc pod nosem. Tak bardzo żałował, że ciało chłopca zdobiło tak wiele blizn, chciałby móc zapobiec im wszystkim, jednak wiedział, że jedyne co może zrobić, to nie dopuścić do powstania nowych. To oczywiście znaczyło i tak bardzo dużo. 


Kolejnym jego ruchem było delikatne zgięcie w kolanie drugiej kończyny, z której dopiero niedawno zdjęto opatrunek. Po raz pierwszy widział tę bliznę, powstałą na skutek przebicia ostrej strzały jego delikatnej skóry. Powoli przejechał opuszkami palców po jej powierzchni i wciągnął powietrze do płuc. 


-Boli cię jeszcze? - zapytał troskliwie, gładząc uspokajająco jego kończyny, spoglądając chłopcu w oczy.  


-Nie - skłamał szybko, nie chcąc niepotrzebnie zamartwiać króla i wyciągnął w jego stronę swoją drżącą rączkę, pragnął jak najszybciej odciągnąć go od jego brzydkich i pokrytych bliznami nóg. Miał ich oczywiście zdecydowanie więcej, ale nie lubił, gdy ktokolwiek patrzył na jego brzydkie rejony. Czuł się wtedy dokładnie jak u siebie w zamku, niechciany i nic nie warty. Nie chciał, aby Mike poznał go z tej strony. 


Zielonooki podążył za jego dotykiem, łapiąc malutką dłoń i przybliżając się do niego. Szybko ich usta zostały połączone, kiedy młodszy pospiesznie przyciągnął jego twarz do swojej, próbując odwrócić uwagę monarchy. Oczywiście mężczyzna od razu poznał, że coś się stało, dlatego powolnym ruchem rozłączył ich usta, które wytworzyły bardzo przyjemny odgłos mlaśnięcia, i spojrzał w lazurowe, błyszczące oczka. 


-Coś się stało? - zapytał ostrożnie, masując wierzch jego dłoni i muskając ustami jego policzki oraz okolice czółka. Chciał, aby chłopiec czuł się przy nim bezpiecznie, samemu nie wiedząc dlaczego.  


-Jestem tam brzydki. Nie dotykaj. 


Szepnął blondynek, uciekając spojrzeniem na bok. To nie była jego wina, że wyglądał tak, jak wyglądał, a tym bardziej nie można go winić, że okropnie nie lubił swoich blizn. Tak naprawdę wiązały się z nimi same złe wspomnienia, o których on sam nie chciał myśleć, a kiedy patrzył na swój brzuch i nogi, niestety złe myśli napływały same. Był kompletnie bez wartościowy. 


-Nie prawda - powiedział ostro starszy, naprowadzając wzrok młodszego na jego twarz. Chłopiec nie miał pojęcia jak zachować się pod twardym spojrzeniem męża, to właśnie w tamtym momencie po raz pierwszy się go bał. 


Clifford zagryzł swoją wargę, mrucząc cicho i parę razy stykając czubki ich nosów. Nie miał pojęcia co powinien jeszcze powiedzieć, aby zmienić zdanie chłopca na jego temat, dlatego postanowił działać. 


Wolniutko przejechał czubkiem języka po swojej dolnej wardze i kolejny raz tej nocy zszedł odrobinę niżej, mając przed twarzą klatkę piersiową, która unosiła się i opadała w dość szybkim tempie. Starał się podtrzymywać kontakt wzrokowy z niebieskimi oczętami, dlatego jego usta zostały opuszczone niżej, kiedy jego oczy w dalszym ciągu pozostały na odpowiedniej wysokości. Zetknął wargi z rozgrzaną skórą w miejscu, gdzie znajdowała się jedna blizna i przymknął powieki. 


-Ta jest piękna - mruknął, przenosząc się podrobinę w lewo, umiejscawiając czerwone usta lekko ponad sutkiem blondyna i całując kolejną starą ranę. - Ta smakuje słodko, jak cały ty. - Oblizał swoje usta schodząc troszkę niżej, na dużą szramę przechodzącą przez lekko zarysowane żeberka. Wysunął lekko swój język i przejechał nim po całej jej powierzchni. - Ta wcale mi nie przeszkadza. - Odrobinę w prawo znajdowała się podłużna, najprawdopodobniej cięta blizna, która odrobinę zaniepokoiła króla. - Ta nie jest brzydka. - Podniósł się, powracając do buźki chłopca, łącząc ich usta w bardzo krótkim pocałunku. - Bardzo żałuję, że każda z nich pojawiła się na twoim ciałku, ale one tworzą ciebie, nie mogłyby być brzydkie, królewno. 


Nie mógł nic poradzić na to, że ujrzał w oczach blondyna, że ten zupełnie mu nie wierzy, ale wiedział, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby pozbyć się blizn, które przeszkadzały chłopcu. Znajdzie takiego medyka, czarodzieja, uzdrowiciela, czy kapłana, który zdoła mu pomóc. Wierzył w to. Chciał w to wierzyć. 


Zaczął ponownie zmysłowo błądzić po ciele chłopca, docierając do jego wrażliwych sfer i drażniąc je przyjemnie. Uwielbiał patrzeć na tę słodką buźkę, wykrzywioną w rozkoszy, wtedy wydawała się jeszcze piękniejsza, niż normalnie, choć wcześniej wydawało mu się to fizycznie niemożliwe. To nie mogła być prawdą, że ktoś o tak anielskiej urodzie w ogóle istniał i należał do tego świata. 


Delikatnymi ruchami wewnątrz niego przygotowywał go do prawidłowego stosunku, uspokajająco cmokając zaczerwienioną buźkę. Chciałby to wszystko przyspieszyć, jednocześnie nie chcąc zranić delikatnej istotki, która oddała się w jego ręce. Pragnął, aby królowa odczuła tę samą przyjemność, co on, a może nawet i większą, i  miał zamiar dołożyć wszelkich starań, aby tak właśnie się stało. 


Widział mocno zaciśnięte oczęta, zmarszczony nosek, ściągnięte brwi, czuł jego zaciśnięte dłonie na własnych ramionach, przyciągające go bliżej i bliżej, czuł szybki oddech i spazmatycznie poruszające się ciało. Czuł, że Luke także tego chciał, a samo to było dla niego wielkim sukcesem. Był dumny. 


Wreszcie mógł poczuć, że chłopiec się przełamał. Postanowił chociaż spróbować mu zaufać, oddać się w jego ręce. A być może było inaczej. Być może Luke po prostu wiedział, że nie ma innej opcji. Jego umysł był zaślepiony Cliffordem, który starannie i z wrodzoną dokładnością manipulował nim, próbując go w sobie rozkochać. Niesamowicie skutecznie. Żaden z nich nie wiedział jak było naprawdę.

Comment