7. Tikki- człowiek ze stali

Głowa mnie boli. To była pierwsza myśl, która zawładnęła moim umysłem, gdy zaczęłam odzyskiwać przytomność. Chwila, czy jam mam deja vu? Chyba nie, bo czaszka boli mnie dużo bardziej niż wtedy. A poza tym jest tu cieplej, bardziej miękko i w ogóle wygodniej. Łóżko. Leżę na łóżku. Oh, nie robiłam tego może od...chyba kilku dni, a tak mi tego brakowało.  Otworzyłam oczy. Patrzyłam na sufit jakiegoś pokoju. Na pewno nie byłam w celi, bo widziałam światło, nawet jeżeli słabe. A farba miała biały kolor. Czy nadal jestem  w zamku?


-O, już wstałaś?- usłyszałam jakiś kobiecy głos. Z trudem obróciłam głowę w bok, chcąc zobaczyć jego właścicielkę. Była to niska, na oko, dwudziestu-kilkolatka, dość pulchna, z jasnobrązowymi włosami, które związała w dwa, sięgające pasa kucyki. Patrzyła na mnie łagodnym, wręcz matczynym wzrokiem, takim, jakim obdarzała mnie Gabriela przed śmiercią ojca. Aż coś mi się ścisnęło w sercu na ten widok. Dlatego dopiero po chwili dostrzegłam pewien niepokojący fakt: jej oczy były tego samego nietypowego koloru co Marina. Czy to...jego matka? Wydaje się na to za młoda, ale może tylko tak wygląda, lub została zgwałcona w młodym wieku? Mało to teraz gwałtów? Jak na czyjąś rodzicielkę ubierała się dość dziecinnie: w sukienkę do kolan, z bufiastymi rękawami, biały fartuszek i chustkę na głowę w tym samym kolorze. Nie byłoby to aż tak dziwne gdyby sukienka nie została pofarbowana na czerwono i ozdobiona dużymi, czarnymi  kropkami. Wyglądało to jak kostium biedronki na bal przebierańców.


-Kim jesteś?- zapytałam z wysiłkiem. Nadal byłam zmęczona po długotrwałym używaniu mocy.


-Nazywam się Tikki.- odpowiedziała spokojnie i podeszła do mnie. Drgnęłam. Nadal nie wiedziałam czy ma przyjazne zamiary, w końcu to człowiek- Nie panikuj.- uspokoiła mnie beznamiętnym tonem, jakby spodziewała się takiej reakcji- Muszę zmienić opatrunek. Nieźle oberwałaś. - rzeczywiście. Dopiero teraz zwróciłam na to uwagę, ale coś oplatało moją głowę. Szatynka delikatnie odwinęła materiał. Przełknęłam ślinę, widząc jak bardzo jest czerwony. Musiałam nieźle krwawić. Ze stolika obok podniosła nowy bandaż i powoli przyodziała nim moją głowę. Po pewności jej ruchów poznałam, że nie zajmuje się pielęgniarstwem od wczoraj.


-Kim jesteś?- ponowiłam pytanie, bo jej imię nie dużo mi mówiło. Przez chwilę patrzyła na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, a ja nie wiedziałam co on oznacza. Skrzyczy mnie? Zignoruje? Pobije?


-Starszą siostrą tego egoisty, jeśli o to chodzi.- pokazała ręką za swoje plecy. Wykorzystałam wszystkie pozostałe mi siły, by wyciągnąć szyję i zobaczyć na co wskazuje. Zauważając ten ruch natychmiast usunęła się na drugi plan. Zobaczyłam Marina. Leżał na łóżku, pod przeciwległą ścianą, pogrążony we śnie. Jego twarz nie miała tego morderczego wyrazu, co zwykle, była rozluźniona. Spokojna. Nawet sobie nie wyobrażałam, że może tak wyglądać. Otoczony białą pierzyną przypominał wręcz anioła. Aż przykro, że staje się taki tylko kiedy nie kontaktuje ze światem zewnętrznym.


Dopiero gdy pierwszy zachwyt minął zauważyłam jaki jest blady, jak trudno oddycha, jak próbuje we śnie poruszyć palcami, wystającymi spod kołdry, ale nie da rady. Było źle. Być może nawet umierał, w końcu tamten psychopata prawie odrąbał mu ręką. Muszę coś zrobić zanim ucieknie z niego życie! - postanowiłam. Może i był moim wrogiem, a nawet oprawcą, ale w jakiś pokręcony sposób zdążyłam go polubić. No i tak naprawdę obronił mnie podczas ataku porcelanki. Byłam brunetowi coś winna.


-Pomóż mi wstać. - zażądałam od kobiety, najbardziej stanowczym tonem na jaki było mnie stać. Od matki nie nauczyłam się wielu rzeczy, ale jednej tak: od sposobu w jaki mówisz, w dużej mierze zależy, czy cię posłuchają.


-Nie możesz, jesteś za słaba.- jej głos nadal był pozbawiony emocji. Ukrywanie wszelkich  uczuć  jest chyba u nich rodzinne. Wysilając wszelkie pozostałe mi siły usiadłam na łóżku.


-Ja jestem słaba, ale twój brat już ledwo zipie. Jeśli teraz mu nie pomogę potem może być za późno. -spojrzałam jej w oczy, chcąc w tym spojrzeniu przekazać jak bardzo to ważne.


-Z tego co mi wiadomo elfy nie dysponują takim rodzajem magii. - stwierdziła sceptycznie.


- W takim razie masz przestarzałe informacje.- odparłam niezbyt grzecznie. Tikki tylko wzruszyła ramionami i spełniła moją prośbę. Spodziewałam się trochę większego oporu. Praktycznie dowlokła mnie do łóżka swojego brata. Ukucnęłam na podłodze, przytrzymując się drewnianej ramy. Czułam jej silne ręce przytrzymujące moje plecy. Bez wątpienia posiadała dużo krzepy. Powoli zsunęłam z chłopaka kołdrę i cicho krzyknęłam gdy zobaczyłam stan jego ramienia. Wyglądało tak okropnie, że nawet nie chcę tego opisywać. Niewiele myśląc położyłam swoją dłoń na dłoni Rozbójnika. Jedynie lekko zmarszczył brwi. Zamknęłam oczy i skupiłam się na przesłaniu mu energii. Zrobiłam tak kiedy miał przebitą nogę, miałam nadzieję, że zadziała i tym razem.


Nie wiem ile tak siedziałam, wysilając wszystkie komórki do oddania jak największej ilości energii. Czułam jak się powoli wyczerpuję, ale nie przestawałam w obawie, że to nadal za mało. Nagle ktoś gwałtownie szarpnął moją rękę, przerywając połączenie z chłopakiem. Zaskoczona otworzyłam oczy. Karcąco patrzyła na mnie krewna rannego, a jej zmarszczone czoło wyrażało duże niezadowolenie. Czyżby nie chciał bym dotykała fiołkowookiego? W sumie powinnam się tego spodziewać, skoro jestem elfem. Na pewno nienawidzi naszego gatunku, tylko jak dotąd ukrywała to. Zasmucona takimi mrocznymi myślami przeżyłam totalne zaskoczenie słysząc co mówi:


- Przestań. Jeszcze trochę, a to ty wyzioniesz ducha.- czyżby  się...martwiła? O mnie? Nie, głupstwo! Niemożliwe!


-Ale Marin...-nie dała mi dokończyć.


-Wszystko już z nim dobrze. Spójrz.- zrobiłam jak kazała. Rzeczywiście. Po ranie nie było prawie śladu, nie licząc jasnej blizny. Czyli się udało, dobrze- Jak to zrobiłaś?- zapytała. Nie odpowiedziałam,  a ona nie naciskała.


-Dlaczego to robisz?- odezwałam się nagle, po dłuższej chwili milczenia.


-Ale co?- wiedziałam dobrze, że wie o co pytam.


-Dlaczego mnie nie nienawidzisz?- dopowiedziała dopiero po  kilku sekundach, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.


-Kiedy weszła do celi i zobaczyłam jak tam leżycie nieprzytomni z ciałem porcelanki chciałam cię ukatrupić. Byłam pewna, że sprzymierzyłaś się z wojownikiem przeciw mojemu bratu, jednak kiedy przeanalizowałam wszystko dokładnie doszłam do wniosku, że stałaś się ofiarą w potyczce tych dwóch. Nie miałaś broni, nie mogłaś użyć mocy, leżałaś pod ścianą, zakrwawiona, a twoje rany nie wskazywały jakobyś dostała nożem czy toporem podczas bezpośredniej potyczki. Doszłam do wniosku, że chłopcy się bili,  a ty zostałaś rzucona o ścianę lub podłogę. No i wiem, że już raz uleczyłaś tego matoła,...- uśmiechnęła się lekko-...a teraz zrobiłaś to po raz drugi. Wyraźnie jesteś po jego stronie, nawet  jeżeli nie mogę zrozumieć kierujących tobą motywów. 


-Ja też nie.- wyznałam. Kiwnęła głową ze zrozumieniem.


-Gdyby tam przyszedł ktoś inny już byłabyś martwa. - nie brzmiało to tak, jakby oczekiwała podziękowań czy wdzięczności, bardziej jakby chciała mi uświadomić smutną prawdę, niczym dziecku nadal wierzącemu we Wróżkę Zębuszkę. Mimo to powiedziałam:


-Dziękuję.-pewnie jeszcze byśmy tak pogadały, gdyby nie pewien "matoł", który nam przerwał.


-Co ona tu robi?!- wrzasnął mój były oprawca, podrywając się do pozycji siedzącej jak oparzony. Szatynka spojrzała na niego karcąco, ale nic sobie z tego nie robił, skupiony na mnie. Widziałam w jego fiołkowych oczach zdumienie i nienawiść do mojej osoby. Z nieznanych powodów to ostatnie trochę zabolało. Chyba zasługiwałam na coś więcej? Nie oczekuję, że mnie polubi, ale heloooł!!! Uratowałam mu życie, może przynajmniej szczątkowe ślady wdzięczności?


-Zachowuj się. Ta dziewczyna właśnie ocaliła twoją marną egzystencję.- zaskoczyła mnie jej bezczelność. Młodzieniec spojrzał  na krewną czerwony ze wściekłości. Ja pod spojrzeniem, które rzucał  w jej kierunku już dawno bym zmiękła. Ba! Nawet nie odważyłabym się tak do niego powiedzieć, w obawie przed krwawą zemstą, ale kilko dziesięciolatka zdawała się tym zupełnie nie przejmować.


-A co mnie to obchodzi?!- no dobra, to jednak bezczel.


-Ogarnij się! - krzyknęła na niego szatynka, tak głośno, że aż się skulił- Prawie się sama przy tym nie zabiła, więc jeśli  jeszcze raz będziesz takim chamem to osobiście urwę ci ten pusty łeb!- nie sądziłam, że jest zdolna do takiego wybuchu, a jednocześnie cieszyłam się, że nareszcie znalazł się ktoś stojący po mojej stronie. Szesnastolatek spojrzał na mnie trochę zaskoczony, by po chwili z powrotem zwrócić głowę w kierunku kobiety.


-Co tu robił porcelankowiec?


-Napadli całym gangiem na pałac. W końcu udało się ich uspokoić i  aktualnie trwają obrady mające na celu ustalenie podziału łupów.


-Co?!- brunet natychmiast poderwał się z łóżka i wybiegł z pokoju aż się za nim kurzyło. Rozbawiło mnie to trochę. Uniesienie kącików ust było ostatnim co zrobiłam zanim zemdlałam.


CDN


WAŻNE ! WAŻNE! WAŻNE!


Czy chcielibyście bym wstawiła autorską książkę? Nie jakieś fanfiction tylko historię w całości wykreowaną przeze mnie? Łączy w sobie elementy fantasty, romasu, przygodówki, dramatu i science- fiction.  Piszcie co sądzicie o tym pomyśle, lub czy chcecie przed wystawieniem opinii jakiś krótki opis fabuły? To dla mnie megaaaaa ważne, więc proszę o od powiedź, bo nie opłaca mi się wstawaić jeśli nikt nie będzie czytał. A teraz żegnam!





Comment