Rozdział 8

- Poczta! Proszę otworzyć! - Dobiegał głos z zewnątrz do uszu Gustawa. Leżał jeszcze w łóżku i nie spieszyło mu się zbytnio do tego, aby wstać. Karczmę otwierał dopiero o jedenastej, a do tego czasu miał jeszcze trzy godziny.
- Halo! Dzień dobry!
Wciągnął na siebie pierwszą, lepszą z brzegu koszulę i wytarte spodnie. Burknął wystarczająco głośno, by listonosz już się nie gorączkował. Otworzył mu drzwi i zastał w nich malutkiego mężczyznę.
- Słucham? O, Konsta? Jesteś listonoszem? Od kiedy, co? - Zaciekawił się mężczyzna. Podrapał się po swojej długiej, rudej brodzie oraz mierzył chłopaka groźnym wzrokiem.
- Heh, cóż... Od niedawna, a wiesz szukałem pracy. Młodyś żem chłopaczyna to potrzebujem pracy!
- Proszę Cię o jedno, nie mów tą swoją gwarą, bo aż uszy krwawią...
- Dobra! - Odparł salutując oraz po chwili szukając czegoś w torbie. - No to, hmm... Słuchaj mam dla Ciebie list i to nawet polecony! Doręczam Ci go, a tu podpisz. Dziękuję, dziękuję. Do widzenia! - Pomachał na pożegnanie Konsta.
- Żegnaj – rzekł Gustaw z niesmakiem. Nie lubił tak pozytywnych ludzi, wręcz nienawidził. Opadł ciężko na bujany fotel i otworzył nieco już pogiętą kopertę. Czytając zawartość listu uśmiechał się od ucha do ucha. Wiedział, iż już tak dawno nie widział żadnego odzewu z jej strony. Tęsknił za nią bardzo mocno, pomimo że przez wiele lat dzieciństwa jej dokuczał. Po dłuższej chwili namysłu uznał, więc że powinien iść do swojego stałego bywalca karczmy zawiadomić, a był nim oczywiście Tydew. Nie cieszył się na to spotkanie, ale jak już obiecał to musi dokonać obietnicy.
Wykonał poranną toaletę, ubrał się w jak najlepsze ubrania, ponieważ chciał zrobić dobre wrażenie na matce chłopaka. Nie chciał, aby pomyślała, że jest niechlujny i obrzydliwy, a dodatkowo uważał, że szacunek kobiet jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Gładko ulizane, rudawe włosy, przystrzyżony wąsik i broda, a na koniec schludna koszula oraz modne w tamtym czasie obcisłe spodnie. Pomyślał w głowie, że zapewne wygląda jak pederasta, lecz chciał wyglądać "modnie".  Nawet doszły do niego słuchy, iż kobieta straciła męża, a sam wiedział od zawsze, że jest ona jego obiektem pożądań. Mówił zawsze sobie w myślach o niej, jak o filigranowej, delikatnej, powabnej i porcelanowej figurce dziewczyny z pozytywki. W młodych latach przybiegał do niej z kwiatami i prezentami, ale ona nigdy nie była nim zainteresowana. Była już dawno tego świadoma, że to on był tym jednym z najgorszych rzezimieszków w regionie. Tydia za czasów ich dzieciństwa wyglądała inaczej. Była spokojna i posiadała wiele sojuszy. Ludzie to właśnie tutaj emigrowali dla własnego i rodziny bezpieczeństwa, a nie tak jak teraz. Dzieliła się ona na prefektury, które ze względu zróżnicowanego położenia zajmowały się czym innym. Wtedy panował spokój wewnętrzny państwa. Teraz można o tym pomarzyć... Wyskoczył energicznie z mieszkania i udał się w stronę kamienicy rodziny Kontenii. Przez wiele lat przeklinał męża Yotushi, lecz był mu wdzięczny jednej rzeczy, a w sumie to dwóch. Pierwsza to ta, że mógł założyć własną karczmę, która była jego największym marzeniem. Pamięta dzień otwarcia, jakby to było wczoraj. A druga to powinniśmy się wszyscy domyśleć. To, iż ona jego ukochana była szczęśliwa przez te wszystkie lata. Powiedział sam sobie, że nawet wnet, by sobie flaki rozpruł, gdyby tylko wiedział, iż tylko jeden włos z jej głowy spadnie na ziemię. Wielce zamyślony Gustaw, wreszcie odnalazł się przed piękną kiedyś kamienicą, a dzisiaj zrujnowaną, aby powiadomić o wielkich wieściach całą rodzinę. Wszedł chrząkając na lewo i prawo, jedynie parę schodków wyżej. Stanął przed drzwiami. Mruczał pod nosem, jak mógłby się przywitać  albo zapukać, aby zrobić jak najlepsze wrażenie.
- Ten no może... Eh, to na nic... Zapukam raz, raz i powiem spokojnie... Albo! Niee... To głupie, abym prawie wbił do chałupy im... - rozmyślał na głos plan działania, wtenczas otworzyły się drzwi od mieszkania. Rudzielec z początku myślał, że same, gdyż nie zauważył dwójki małych dzieci wybiegających, a zaraz za nimi rozczochranej matki. Skorzystawszy z okazji jednym krokiem wlazł przez próg. Zasiadł zamaszyście na najbliżej stojącym krześle i nerwowo zaczął się rozglądać czy może zaraz ktoś do niego zajdzie. Krzyki w kuchni były potężne. W sumie całkowicie typowe, takie co spotyka się w każdym domu, gdzie matka już jest skrajnie wykończona dziećmi. Gustaw próbował policzyć wszystkie dzieci, jakie urodziła, lecz to na nic zgubił się przy trzecim czy tam czwartym... W pewnym ułamku chwili w pokoju znalazła się już Yotushi, która omal nie zeszła na zawał, a jednocześnie krzycząc z przerażenia, bo całkowicie nie spodziewała się nieproszonego gościa w domu. Tym bardziej faceta. A jeszcze tym bardziej Gustawa. 
- Boże pański, któryś za nas pokutował, coś Ty tutaj robisz?! W moim domu! Bez zaproszenia czy pukania! - Wciąż przerażonym głosem wyrzuciła z siebie próbując złapać oddech, jednakże jedynie się zapowietrzała. Złapała się jedną ręką za klatkę piersiową, a drugą trzymała za głowę. 
- Niespodzianka? - Wyjąkał nieudolnie z miną nieudacznika, który myśli że jest zabawny, ale jednak nie jest.
- Ja Ci dam niespodzianka! Albo zaraz powiesz mi konkretnie co Cię tu sprowadza albo masz uciekać stąd w trymiga! - Pogroziła ostro palcem i dumnie zasiadła na krześle naprzeciw mężczyzny. Patrzyła mu wprost oczy, a po nim jedynie było widać, jak strużki potu lecą od czoła po nosie, aż na koniec brody i kończąc na stole. - No toć gadaj, bo mi cały stół zalejesz!
- Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie bardzo, bardzo satysfakcjonująca odpowiedź... - zaczął powoli ze wzrokiem wbitym w ziemię, jednak po chwili znowuż mu przerwała.
- Czy to chodzi o moją Cynthię? Jak satysfakcjonująca to się udało?! - Podskoczyła z wrażenia kobieta, jednakże dalej mając na twarzy niepewność.
- Tak, owszem udało się. Inaczej nie byłoby mnie tutaj. Moja siostra weźmie małą na cały okres, dopóki nie osiągnie pełnoletności. Pełnoletnia zostanie od niej odesłana z powrotem tu, do nas do stolicy, gdzie będzie mogła dokonać to co chciałaś dla niej. Znam całą historię i teraz zaczynam też w to wierzyć. Od momentu, kiedy zobaczyłem list od mojej siostry potwierdzający to wszystko.
Zaskoczona Yotushi mdlała i cieszyła się jednocześnie, a na koniec przywołała łzy już nie wiadomo z jakiego powodu. Jedno jest pewne, że zaraz opowie wszystko synom i rodzicom swym, żeby tylko wszystko zostało zapięte na ostatni guzik i udało się.
- Najważniejsze to teraz zająć się naszą misją. Alisha będzie w tą sobotę w Tonohamie, czy będzie to możliwe dla was, aby dziecko się tam znalazło z samego rana?
- Jeju! Oczywiście, że tak! Wszystkim się zajmiemy, mamy nawet wóz, dzięki któremu wszystko powiedzie się idealnie! Boże, ratujesz nam życie! Nie miałam w żadnej cząstce tak zniszczonego serca, abym pozbyła się córki. Przecież to dziecko nosiłam dziewięć miesięcy pod sercem i tak nagle mam je ukatrupić? Rozumiesz mnie, prawda?
- W pełni Cię rozumiem, jesteś dzielną kobietą - rzekł pocieszająco mężczyzna i przytulił serdecznie kobietę. Oni oboje byli już teraz pewni, że wszystko powiedzie się zgodnie z planem, a zaraz dowiedzą się inni. To był dopiero początek tego czegoś... 













Comment