11.

Ostatni tydzień w życiu Lily Evans okazał się być wyjątkowo długi. Oczywiście współczuła Peterowi i sytuacji w jakiej znalazła się cała czwórka, ale według niej nie był to dobry powód na opuszczanie lekcji, czajenie się za każdym zakrętem w celu podsłuchiwania rozmów i marnowanie czasu na odgadnięcie hasła do gabinetu dyrektora. Wolała nie myśleć, co się stanie, jeżeli kiedykolwiek im się to uda.


- Mam już dość - Ann z hukiem zatrzasnęła księgę. - Ciągle tylko "nauka, nauka i nauka". Czy my nie mamy nic lepszego do roboty?


- Przesadzasz - Dorcas zagięła kartkę i również zamknęła podręcznik. - Nikt nie każe ci mieć samych W. Nawet Lily się nam ostatnio opuściła.


- To nie moja wina, że nie rozumiem eliksirów - westchnęła.


- Przecież tak dobrze ci szło przez te lata. Co się stało? - Ann zabrała jej książkę. - Czy to jest amortencja?


- Tak jakoś. Slughorn chce, żebyśmy to uwarzyli na następnej lekcji. Muszę zrozumieć to teraz albo tylko się ośmieszę.


- Hmm... Ciekawe czy pozwoli nam zabrać gotowe eliksiry - wszystkie dziewczyny zaczęły się śmiać, ale po chwili przypomniały sobie, że siedzą w bibliotece.


- A komu chciałabyś podać, Dor? - Ann popatrzyła na nią podejrzliwie. - Masz kogoś na oku?


- Możliwe... Ale mogłaby się też przydać Lily.


- Co? Dlaczego? James mi wystarcza, naprawdę.


- Nie o to chodzi. Po prostu. Myślisz, że amortencja pachnie dla niego, no wiesz. Tobą. - Meadows rzuciła jej wyzywające spojrzenie.


- Oh.


- Nie chcesz sprawdzić?


- Przecież nie podasz mu fiolki nie zapytasz czy pachnie Lily - wtrąciła się Ann. - Może skłamać.


- Racja...


Lily z przerażeniem słuchała rozmowy przyjaciółek. Zawsze takie były?


- Już wiem! - pisnęła Ann ale dziewczyny szybko ją uciszyły. - Mogłybyśmy rozlać trochę w ich dormitorium.


- Przysięgam. Nie znałam was od tej strony - powiedziała Evans teraz już zaangażowana w projekt.


- No, Ruda. Bierz się za naukę - Dorcas podała jej książkę z powrotem. - Ktoś musi to najpierw zrobić.


- No tak, wy też mogłybyście się przyłożyć - mimo to Lily wzięła książkę i na nowo zaczęła studiować cały proces.


***


Dziewczyna była wniebowzięta , kiedy po dodaniu ostatniego składniku wywar zmienił kolor i zyskała perłowy połysk. Od dłuższego czasu eliksiry nie wychodziły jej tak jak powinny. Nie chciała przyznawać się dziewczynom, ale dla niej oczywistym faktem było, że szło jej gorzej bez pomocy Snape'a. Cały czas zaprzątała sobie nim głowę. Przecież znali się tak długo. Jednak to wspomnienia z nim stanowiły zapamiętane przez nią sześć lat.


Po tym jak nauczyciel ogłosił koniec lekcji i kazał wyczyścić kociołki zniknął gdzieś na tyle klasy. Umówmy się, że nie był zbyt podejrzliwy, a już na pewno nie w stosunku do Lily Evans.


***


- Ostatni raz dałam się w to wciągnąć - wyszeptała Lily kiedy po cichu weszły do dormitorium Huncwotów.


- Sama mówiłaś, Potter i Black mają trening, a Lupin pewnie siedzi w szpitalu.


- Mhm... - Lily niepewnie przyglądała się fiolce, Ann zamknęła za nimi drzwi.


- Przecież nie ma w tym nic złego. Ty się tylko upewnisz, a amortencja i tak będzie dla niego pachnieć dobrze. Co za różnica.


- Może i tak...


Cała trójka otworzyła swoje fiolki ostrożnie kropiąc łóżka, meble... Zasadniczo wszystko.


- Nie zorientują się? Pościel może się odbarwić - Dorcas zmrużyła oczy.


- Chcieliby. Nawet nie widzę podłogi przez ten syf - dziewczyna skrzywiła się patrząc pod nogi. - Wiecie co, nawet nie chcę wiedzieć, na czym stoję.


- Chodźmy stąd zanim któraś z was zdecyduje się to posprzątać - ruda wyciągnęła je za ręce z dormitorium.


***


Minęło ledwo pół godziny, a Lily już była zestresowana. Nie. Zdecydowanie nie powinna była tego robić. Gorączkowała się idąc korytarzem. Wtedy zobaczyła Syriusza na korytarzu.


- Łapo. Skończyliście już trening?


- Mhm. Jeśli szukasz Jamesa to pewnie zaraz przyjdzie. Dzisiaj on sprząta ubłocone miotły.


Lily uniosła brew.


- Wy potraficie cokolwiek posprzątać?


- Na to wychodzi. Wybacz Evans, ale naprawdę muszę zdjąć z siebie ten strój. Niestety tego Rogaś mi nie wypierze.


- Tak. Um, cześć.


***


- James? - dogoniła go jeszcze zanim wszedł do szkoły. - James, zaczekaj.


- Coś się stało?


- Tak, James. Zrobiłam coś głupiego. Możliwe, że ktoś mi pomógł, ale biorę to na siebie - wypaliła.


- Lily, powoli. Co zrobiłaś?


- Ja, em, no. Możliwe, że celowo wylałam trochę amortencji w waszym dormitorium? - przygryzła niepewnie wargę.


- Evans, po co miałabyś wylać tam amortencję?


- Oh, James, tak bardzo przepraszam. Chciałam się dowiedzieć czy... Nie. Nie powiem tego, to zbyt zawstydzające - spuściła głowę.


- Hej - Potter położył dłoń na jej ramieniu. - Chciałaś zobaczyć jak pachnie dla mnie amortencja, tak?


- T-tak?


- Oj, Lily. Wystarczyło zapytać, głuptasie - rozczochrał jej włosy.


- Nigdy więcej tego nie rób - roześmiała się próbując ułożyć włosy.


- Zemsta?


- Dobra, ten jeden raz ci daruję - dziewczyna pocałowała go w policzek.


***


- Właściwie nie odpowiedziałeś - zagaiła, kiedy szli już w stronę Wieży Gryffindoru. - To znaczy, nie musisz mi mówić, to nie moja sprawa.


- Lily Evans. Amortencja pachnie dla mnie twoimi głupimi perfumami od drugiej klasy - uśmiechnął się do siebie na tę myśl. - To wystarczy.


Jakiś czas szli w ciszy. Nie było potrzeby rozmawiać.


- Lily?


- Tak?


- Jak pachnie dla ciebie amortencja?


Dziewczyna zatrzymała się na schodach.


- James, ja...


- Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.


- Nie, po prostu... Ja nie wiem.


Między nimi znowu nastała cisza, po czym oboje wybuchli śmiechem.


- Lily Evans. Jakim cudem nie zwróciłaś na to uwagi?!


- Nie wiem, James - uśmiechnęła się do niego. - Jeśli chcesz... To możemy iść do twojego dormitorium i się przekonać. Szybko tego nie wywietrzycie - zachichotała.


***


James i Lily usłyszeli krzyki już w pokoju wspólnym, ale dopiero gdy szli po schodach zrozumieli do kogo należą. Powoli otworzyli drzwi do dormitorium.


- Na miłość boską, Syriuszu! Chyba mi się nie wydaje!


- No tak, bo mi się wydaje całkiem co innego!


- Przecież wiem, jak pachnie cholerny dym papierosowy!


- Naprawdę miałbym być tak głupi, żeby tu palić?! Przynajmniej otworzyłbym okno! Poza ty, nie wiem czy pamiętasz, ale zabrałeś mi wszystko co miałem! Już nie mówiąc o tym, nie czuję tu żadnego dymu, tylko twoją pieprzoną czekoladę!


- Czekoladę?! Teraz to już żartujesz! Chyba nie chciałeś mnie tak nędznie odwieźć od swojego uzależnienia!


Lily i James zerkali tylko na siebie próbując nie wybuchnąć śmiechem. Trzeba będzie coś zrobić z tą dwójką. No i Rogacz będzie musiał zapytać o co chodzi z tymi papierosami.


***


Rudowłosa stwierdziła, że mimo wszystko dzień miał skończyć się dobrze. Chociaż... w sumie nie zdążyła się zastanowić czym ona czuje wywar.


Szła właśnie z nocnego obchodu, kiedy zobaczyła kogoś na korytarzu. W jej stronę biegł Severus Snape.













Comment