Rozdział 1

Ginny z nienawiścią, zazdrością, bólem i smutkiem (Tak! Wszystkie cztery naraz!) wpatrywała się w zakochaną parę siedzącą nieopodal niej przy stole Gryffindoru. Miłość jej życia, wybraniec, Harry Potter przekomarzał się właśnie z Melissą Blair. Krukonką z rocznika Ginny, która wymądrzała się bardziej od Hermiony, a wiedziała o wiele mniej. Byli ze sobą od dwóch tygodni, i z bólem serca, Ginny stwierdziła, że nie rozstaną się zbyt szybko. Kto by chciał porzucić Chłopca, Który Przeżył? Będzie go trzymała przy sobie tak długo, aż ogłoszą, że wybrańcem jest jednak kto inny. A Harry, to Harry. Nie potrafi być nie miły dla dziewczyn. Gdyby mieli zerwać, to na pewno czekałby aż zrobi to ona. Niepoprawnie szlachetny.


Szczerze Ginny myślała, że Harry ma klapki na oczach, że nie widzi nic poza jej wyglądem. Wątpiła, żeby lubił ją za jej charakter, chyba, że udawała przy nim kogoś kim nie jest.


Z niesmakiem odwróciła głowę, próbując nie zwrócić właśnie zjedzonego przez nią śniadania. Nie uśmiechałoby się jej zobaczyć ponownie jajecznicy, ale czuła, że posiłek chce z powrotem zobaczyć słońce. Może było to strasznie zarozumiałe z jej strony, ale nie zamierzała spełnić marzeń jej śniadania. Przetarła zaspane oczy. Czasami zastanawiała się dlaczego Harry zawsze wybiera inne dziewczyny i nie zauważa jej, a potem właśnie w takich przypadkach jak teraz, uświadamiała sobie dlaczego. Miała Weasleyowską krew, a to znaczy, że albo ma chorobę psychiczną albo niedługo będzie miała.


- Nie przejmuj się nimi, Ginny. – mruknęła Demelza nie odrywając wzroku od swoich pomalowanych na krwistą czerwień paznokci – Kiedyś cię zauważy.


Dzieliły razem dormitorium i można powiedzieć, że były przyjaciółkami. Oprócz tego, że rozmawiały tylko w pokoju i czasami na posiłkach, nie spędzały ze sobą dużo czasu, można powiedzieć, że unikały się, ale Ginny to nie przeszkadzało. Nigdy nie lubiła spędzać z jedną osobą całego dnia, ceniła sobie samotność.


Ginny odpowiedziała jej na to cichym parsknięciem.


- Tak, wtedy gdy przefarbuje się na czarno i zrobię sobie operację oczu, żeby były bardziej skośne. – oparła głowę na łokciu i spojrzała w stronę podestu, na którym znajdował się stół dla nauczycieli


Demelza zaśmiała się odrzucając przy tym głowę do tyłu. Miała wesołe iskierki w oczach. Ginny uwielbiała tę dziewczynę, potrafiła przejść z mruczenia pod nosem do śmiania się w głos w ułamek sekundy i nigdy nie wiedziało się, kiedy to nastąpi.


- Może spodobałabyś mu się w azjatyckiej wersji. – uśmiechnęła się złośliwie


Z ust Ginny wyrwało się parsknięcie i także zaczęła się głośno śmiać. Wyobraziła sobie siebie w kimonie i pałeczkach we włosach, mówiącą po chińsku. A potem zaczęła się jeszcze głośniej śmiać.


Harry miał jakiś dziwny fetysz do azjatyckiej urody. Najpierw była Cho Chang, potem dziewczyna z Hogsmeade, której imienia nie poznała, a teraz Melissa. Powoli kończyły się dla niego kandydatki, a Ginny po cichu cieszyła się i zacierała ręce na ten moment, kiedy to w końcu nastąpi. Czuła, że jej miłość do niego nigdy nie wyblaknie, będzie na niego czekała. W końcu jest miłością jej życia. Nie wyobrażała sobie innej przyszłości niż tą, którą widziała w wyobraźni.


Przez ten cały czas, nieświadomie, wpatrywała się w mężczyznę, który siedział na miejscu profesor Sprout. Zaraz, co on robi na jej miejscu? Wygląda przystojnie, przynajmniej z daleka. Miał na oko 25 lat i bez zwątpienia wiele dziewczyn straci dla niego głowę. Po dłuższej chwili wpatrywania się w niego, oceniania jego wyglądu i zastanawiania się gdzie, do cholery, jest profesor Sprout, zauważyła, że on także na nią patrzy. Szybko, skuliła się za siedzącą obok Demelzą.


- Gdzie jest profesor Sprout? – szepnęła, tak jakby mógł ją usłyszeć pośród tego szumu rozmów


Demelza automatycznie odwróciła głowę i spojrzała w miejsce, gdzie powinna siedzieć kobieta.


- Nie patrz tam teraz! – syknęła Ginny, przerażona


Ale ona już patrzyła na mężczyznę. Wydawało się, że podniósł kąciki ust do góry. Ginny poczuła, że się rumieni. Dlaczego pośród tych wszystkich osób akurat jej spojrzenie wyłapał? To się nazywało szczęście.


W tym samym momencie Dumbledore wstał i poprosił o ciszę. W ułamku sekundy, rozmowy zastygły  i wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli na dyrektora.


- Z przykrością zawiadamiam was, że profesor Sprout nie pojawi się w szkole do końca roku, z powodów zdrowotnych. – na Sali można był słychać cichy pomruk zadowolenia i jęk Nevillea Longbottoma – Ale mamy też dobrą wiadomość, ponieważ mamy dla niej zastępstwo. Powitajcie proszę profesora Ezrę Hardmana, który poprowadzi zajęcia z Zielarstwa.


Hardman wstał i ukłonił się lekko, uśmiechając się przy tym uprzejmie. Ginny widziała w tym trochę wyniosłości, ale nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Wiedziała, że w tej chwili większość dziewczyn na Sali wzdycha na widok nowego nauczyciela Zielarstwa. Demelza była jedną z nich.


- Mam nadzieję, że mamy dzisiaj Zielarstwo. – mruknęła zadowolona


Kilka godzin później Ginny stała przed cieplarnią i czekała  na rozpoczęcie zajęć. Prawie wszystkie dziewczyny z jej domu i z Ravenclawu, z którymi łączyli tę lekcję, gnieździły się pod drzwiami, natomiast chłopcy siedzieli dalej zupełnie nie przejęci. Ginny stanęła w niedalekiej odległości od nich i oparła się o ścianę.


- A ty co, nie ustawiasz się w kolejce do nowego przystojnego profesora? – Colin pojawił się przed nią znikąd uśmiechając się szeroko – Nie marzysz o gorącym romansie z Hardmanem? – poruszał brwiami i oparł się o ścianę obok niej


Owszem, jej też podobał się nauczyciel, ale nie była aż tak niepoprawną romantyczką, żeby wyobrażać sobie Merlin wie co. I to z nauczycielem, zwłaszcza, że trochę ją przerażał. Ginny widziała w nim coś mrocznego, a poza tym nie było dla niego miejsca. Jej umysł przepełniony był Harrym Potterem.


Ginny zaśmiała się i pokręciła przecząco głową.


- Cześć Creevey. – szturchnęła go lekko w ramię – Jeśli już marzę o romansie, to tylko i wyłącznie z tobą.


Przez chwilę udało jej się powstrzymać chichot, ale nie wytrzymała i z jej ust wydobył się zamiast niego wybuch śmiechu. Colin też się śmiał, ale widziała jego zarumienione policzki. Mruknął coś w stylu Bardzo śmieszne, Ginny. I w tym momencie wszyscy zaczęli wchodzić do Szklarni. Ginny  i Colin udali się za nimi.


- Witajcie, jak już wiecie nazywam się Ezra Hardman i będę was uczył Zielarstwa. Mam nadzieję, że się dogadamy. Nie mam zamiaru na nikim się wyżywać. Jeżeli będziecie w porządku dla mnie, ja będę w porządku dla was. – uśmiechnął się tajemniczo i zaczął lekcję


Opowiadał właśnie o diabelskich sidłach, kiedy przerwał mu chichot. Ze skupieniem spojrzał na osobę, która śmiała mu przeszkodzić. Ginny zauważyła, że patrzy na Melissę Blair. Uśmiechnęła się półgębkiem. Nie to, że życzyła jej wszystkiego najgorszego, aż taką okropną osobą nie była. Po prostu nie lubiła kiedy ktoś jest taki zarozumiały, że myśli iż wie wszystko i nie potrzebuje niczego więcej. 


- Czy masz coś ciekawego do podzielenia się z nami, panno Blair? – zapytał zimno


- Teraz będzie ciekawie. – mruknął Colin siedzący obok niej


Wszyscy wiedzieli, że Melissa będzie chciała zwrócić na siebie uwagę. Uwielbiała być w centrum zainteresowania.


- Po prostu zaczął pan trochę przynudzać, profesorze. – uśmiechnęła się złośliwie


Hardman wpatrywał się w nią chwilę, a w jego oczach Ginny widziała żądzę mordu. To nie skończy się dobrze, pomyślała. Dlaczego ta dziewczyną, nie potrafi się zamknąć, kiedy trzeba?


- Proszę wyjść i wrócić po skończonej lekcji, wtedy porozmawiamy. – powiedział dobitnie i równie zimno co wcześniej – Panno Blair


Uśmiechnął się uprzejmie i wskazał drzwi ręką. Zszokowana Melissa podniosła wysoko brwi. Niektórzy zaśmiali się cicho na ten widok, a inni byli w szoku z powodu polecenia nauczyciela. Dziewczyna wstała i z podniesioną głową wyszła z sali nie odezwawszy się.


Nauczyciel kontynuował lekcję.


- Mogła chociaż przeprosić. – skomentowała szeptem zaistniałą sytuację


Colin wzruszył ramionami i dalej przysłuchiwał się nauczycielowi. Ginny patrzyła na nauczyciela w skupieniu, próbując przebić się przez tą sztuczną uprzejmość i próbując dojrzeć, co tak naprawdę chodzi po głowie nauczycielowi. Kiedy zauważył jej spojrzenie, uniósł nieznacznie kąciki ust. Szybko odwróciła spojrzenie.  Lekcja skończyła się bez innych incydentów.


Siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i przysłuchiwała się rozmowie Rona, Hermiony i Harryego. Mimo, że siedziała obok nich, to czuła się jakby jej nie zauważali. Rozmawiali o nowym profesorze Hardmanie, jak cała szkoła zresztą. Nowy nauczyciel wzbudzał skrajne emocje, a Ginny miała tego dosyć. Rozumiała, że było to coś nowego, ale ile można rozmawiać o tej samej osobie?


- I wtedy wyrzucił ją z sali! – Harry opowiadał  konfrontację, której była świadkiem, lecz dalej się nie odzywała.  Wyrzucił ręce do góry w geście zdenerwowania.


Ginny przewróciła oczami.


- I co potem? – zapytał Ron


-  Wyszła, ale powiedział jej, że ma przyjść po lekcji. Przyszła i wtedy powiedział do niej tak cicho, że ledwo co usłyszała Uważaj na siebie.  I znowu kazał jej wyjść. – podrapał się po głowie – Przestraszyła się tak, że wybiegła z cieplarni.


- Co za psychol. – skomentował Ron


- Nie powinien mówić takich rzeczy. – powiedziała Hermiona – Rozumiem, jego reakcję na przerwanie mu w zajęciach, ale to dalej nauczyciel. Jutro go poznamy.


Ginny wstała. Nie chciało jej się ich słuchać. Mogli zapytać ją jaki jest profesor. Miała z nim lekcję, widziała ten incydent na własne oczy i wierzyła, że lepiej by to odtworzyła, zwłaszcza, że Harry usłyszał to z ust Melissy, która przekręciła wszystko tak, że winny był temu Hardman. Kiedy skierowała się w stronę portretu, Ron ją zauważył.


- Gdzie idziesz Ginny?


- Przejść się. – wzruszyła ramionami i przeskoczyła przez dziurę w portrecie.


Spacerowała po szkole, w bliżej nie określonym kierunku i celu. Myślała nad wypracowaniem z Eliksirów na następny tydzień. Chcąc porozmawiać z kimś, kto będzie prowadził z nią normalna rozmowę, pomyślała o Hagridzie. Skierowała się do wyjścia ze szkoły. Objęła się szczelnie ramionami.


Był początek marca i głupotą było wychodzenie na zewnątrz w samych szatach. Miała zamiar jak najszybciej dojść do chatki Hagrida i ogrzać się przy ciepłym kominku. Wychodząc z wieży Gryffindoru nie miała pojęcia, że będzie wychodzić, a wracać tam bo jakiś płaszcz już jej się nie chciało. Lenistwo wymaga poświęceń.


Kiedy pukała do drzwi trzęsła się już z zimna. Kiedy za pierwszym razem nie otworzył drzwi, zapukała mocniej. Za trzecim waliła już pięściami, mając cichą nadzieję, że Hagrid jednak jest w środku. Westchnęła głośno i zaczęła kląć swoje szczęście, którego nie było. Zajrzała jeszcze przez okna, ale w środku było pusto.


Były dwie opcje. Pierwsza: jej przyjaciel wypił tego wieczoru za dużo i zasnął jak niemowlę oraz druga: jest w Zakazanym Lesie i szuka sobie zwierzaka domowego. Pomimo, że robiło się coraz ciemniej i chłodniej, Ginny czuła się w obowiązku, żeby to sprawdzić. Ruszyła żwawym krokiem w kierunku granicy między Zakazanym Lasem, a błoniami.


Sprawdzę tylko teren przy granic, obiecała sobie.


Chodziła wzdłuż Zakazanego Lasu i przekonywała siebie, że nie ma tam nic strasznego. Hagrid przecież cały czas tam chodził i wracał cały i zdrowy.


Tak, tylko, że to był jego drugi dom.


Westchnąwszy weszła w głąb lasu. Z przejęcia zapomniała o zimnie, rozglądała się wkoło uważnie, mrużąc oczy, aby szybciej przyzwyczaiły się do ciemności. Było cicho i to jej się nie podobało. Każdy, nawet najmniejszy dźwięk mógł doprowadzić ją do zawału.


Kiedy się zatrzymała, nie wiedziała gdzie jest. Nie wiedziała gdzie jest północ, w którą stronę jest Hogwart. Zgubiła się.


Brawo Ginny, pomyślała złośliwie.


Zastanawiała się nad tym, czy może nie wysłać jakiegoś znaku w postaci fajerwerków, żeby ktoś je zauważył i przyszedł jej z pomocą, ale bała się, że obudzi tym coś przebywającego w tym lesie.


Nagle przypomniała sobie o różdżce w kieszeni szaty. Wyjęła ją i użyła zaklęcia Czterech Stron Świata. Dobrze, teraz wie, gdzie jest północ. Ale nic jej to nie pomogło. Nie wiedziała, w którą stronę ma iść, żeby dojść do Hogwartu.


Podczas, kiedy przeklinała sama siebie w myślach rozległ się hałas. Zdusiła okrzyk. Miała ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale równie dobrze mógł to być Hagrid. Odetchnęła głęboko i wyjrzała zza drzewa. To nie był Hagrid.


Najpierw w oczy rzuciła jej się blond czupryna, potem zauważyła zielone wstawki w szacie. Ślizgon pochylał się nad czymś, a w ręce trzymał łopatę. Tylko po co mu łopata? Ginny wychyliła się bardziej i zauważyła, że chłopak sapie, najwyraźniej czymś zmęczony. Po chwili zauważyła spory dół, który wykopał. Ale po co?


Kiedy podniosła wzrok, ujrzała odpowiedź. Na jednej z gałęzi powieszona była dziewczyna o czarnych włosach. Ginny zamrugała szybko, ale ona dalej tam wisiała. Cofnęła się parę kroków do tyłu, z przerażeniem wypisanym na twarzy. Zaczęła oddychać coraz szybciej. Potknęła się o konar i wylądowała tyłkiem na ziemi. Chłopak odwrócił się szybko i spojrzał na nią z zaskoczeniem i wyraźnym zapytaniem na twarzy. Wstała szybko.


-Co tu się dzieje Malfoy?!

Comment