7

13 luty, czwartek, 8 miesiąc pobytu w strefie Sary

A więc od dziś jestem Pucha. Należę do Pahile Kisati. Jestem z siebie dumna. Wreszcie dołączyłam do opozycji!


Ale muszę być ostrożna, gdy będę wykonywać swoje zadanie. Szczelniej owinęłam się kołdrą. Od kiedy Gwes odszedł, minęła bita godzina. To oznacza, że mogę jeszcze sobie pospać z dwie godziny.


Nie udało mi się zasnąć.


Koło siódmej rano usłyszałam pięć waleń w ścianę. Nagle zapaliło się światło, boleśnie rażąc oczy. Od teraz każdy ma piętnaście minut do apelu. Dookoła mnie ludzie powoli wstawają ze swoich łóżek. Wszędzie słychać pomruki niezadowolenia.


Co o mojej misji, już wszystko obmyśliłam. Po apelu będę musiała ją zlokalizować, jednak samą misję będę wykonywać po obiedzie. Gościu z apelu będzie miał ją w rękach, kiedy będzie czytać dzisiejsze eksperymenty. Jednak gdzie karta trafi potem?


+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


- Nie ma żadnych ogłoszeń. Możemy od razu przejść do eksperymentów zaplanowanych na dzisiaj. - rzekł strażnik i spojrzał w kartę eksperymentów.


- Dann Welington ma być gotowy na 16:00. - widzę, jak przesuwa palcem po nazwiskach w dół. Nagle jednak znów znalazł się na samej górze. Tak, jakby o czymś zapomniał. - Aaaa... Jeszcze Sara Noavel. Idziesz od razu po apelu, więc po zbiórce zostań na dworze.


Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Tak nagle??


- Oookej. - wyjąkałam.


- Reszta może się już udać do bunkra dziennego.


Wszyscy rozpoczęli swój smętny pochód do bunkra, mijając mnie. Tylko Gwes położył mi rękę na ramieniu na chwilę, żeby dodać mi otuchy. Nie spojrzał na mnie. Nic nie powiedział.


Minęło pięć minut. Stałam sama na dworze. Intensywnie padał śnieg, więc moje kalosze były już po kostki w błotku z roztopionego, wymieszanego z ziemią. Obracam się dookoła. Moja pierwsza zima w strefie.


Widzę nasz bunkier nocny. Na dachu było już z pół metra warstwy śniegu i dyndały z niego dziesięciocentymetrowe sople. Podobnie jak w bunkrach jeden, dwa i trzy, czyli tych, których mogłam teraz zobaczyć z podwórka. Drzewa, które rosły na podwórku stały się ośnieżonymi szkieletami, i cała trawa wyłożona była białym puchem. Lubiłam zimę. Nawet przez kilka chwil chciałam się uśmiechnąć, bo gdy patrzę na padający śnieg, jestem taka szczęśliwa. Jednak mój wzrok natrafił na bliznę na ręce. Ciemną, paskudną bliznę. Zaciskam usta w wąską krechę. Tu nigdy nie zaznam spokoju. Nawet śnieg nie poprawi mojego nastroju, bo w tym miejscu zawsze będę niewolnicą. Dziwakiem spisanym na straty przez społeczeństwo. Zaciskam pięści.


- Obiecuję sobie. - rzekłam do siebie. - W następną zimę będę wolna.


++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


Przyszła po mnie bursztynowa agentka, Via. To ta, co kiedyś wyprowadzała mnie na spacery za dobre sprawowanie. 


Zaprowadziła mnie do Isaac'a. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, kazał mi wypić jakiś obrzydliwy napój i położyć się na fotelu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, kiedy zniknął za drzwiami. Agentka Via zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Na stole leżało masę igieł z jakimiś substancjami. Przejeżdżałam od jednej do drugiej wzrokiem, kiedy poczułam, że moje serce zaczęło bić szybciej i miałam zawroty głowy. Słyszałam i widziałam to, co się dookoła mnie dzieje, ale nie kontaktowałam. To pewnie jakiś narkotyk.


Isaac wrócił i spojrzał na mnie. Podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz z liścia. Nie zareagowałam, bo byłam też lekko sparaliżowana.


- Zaczęło działać. - usłyszałam. - A więc, posłuchaj mnie. Chyba, że nie chcesz znać przebiegu doświadczenia. W lewą rękę wszczepimy ci specjalną mieszankę bakterii. Sprawią one, że większość twoich komórek stanie się takich, jak u zwykłych ludzi. Utracisz moc w lewej ręce.
Jestem pewna, że widział w moich oczach strach.


- Ale to nie wszystko. Potem usuniemy pozostałości zmodyfikowanych komórek. Następnie zrobimy ci drugi zastrzyk, który ma spowodować to, że twoje komórki będą podobne do pierwotnych, jednakże będą obdarzone większą odpornością na ogień i prąd. Gdy to się uda, następnym razem zrobimy ci operację na skale całego twojego ciała. Gdy wszystko pójdzie dobrze, już za miesiąc twoje komórki zostaną sprzedane za miliony dolarów. Niestety jednak te wszystkie czynności; sprowadzenie twoich komórek do normalności, a potem przywrócenie unikatowych cech bez wad, są one bardzo niebezpieczne i ryzykowne. Ale czego to się nie robi dla pieniędzy, nieprawdaż? No, zaczynamy.


+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++


Zgrzyt otwieranych drzwi. Wchodzę do bunkra. Mam lewą rękę owiniętą bandażem aż do łokcia. Czy oni zamierzają mi na finiszu uciąć palca, lub, co gorsza, całą rękę?!

Comment