Rozdział 3: Pozory mylą

- Nie, nie idziesz! - krzyknął rudy mężczyzna.


- Tak, właśnie, że pójdę! - odkrzyknęła młoda elfka. - Antoś, idziemy.


Podążyła ku drzwiom swojego domu. Wally zastawił jej drzwi.


- Nie możesz iść, bo jesteś jeszcze dzieckiem. To może być niebezpieczne.


- I co z tego? - odpowiedziała pytaniem Jena. Chłopak tylko zacisnął usta w cienką kreskę. Przeszła obok niego przez drzwi. Ten ponownie zastąpił jej drogę.


- A jak coś ci się stanie?


- Umiem o siebie zadbać. Po za tym potrzebujesz mnie.


- Słucham?


- Odpowiedzi, których szukasz znajdziesz w Grimworldzie. A wpuszczają tam tylko magów. Jesteś magiem?


Odpowiedziała jej głucha cisza.


- Tak też myślałam.


- A ty jesteś? - kontynuował. Oboje podążali właśnie lasem. Dziewczynka uśmiechnęła się pod nosem. - Gdzie ja trafiłem?


- A tak w ogóle, to beze mnie nawet byś tam nie trafił.


- Znalazłbym mapę.


- Wszystkie są napisane po elficku.


- Zapytałbym o drogę.


- Miejscowi unikają obcych.


- Ty, nie unikasz.


- Bo ja jestem  inna. Mama zawsze mówi, że jestem inna niż wszyscy.


Westchnął.


- Ile trwa podróż?


- Trzy dni z przerwami.


- Nie mamy tyle czasu - mruknął pod nosem. Spojrzał na dziecko i jej fokę, uśmiechnął się dyskretnie pod nosem, wziął bagaż na plecy i zapytał: - Będziesz mi mówić, którędy biec?


- Biec? Nie zaoszczędzisz drogi biegnąc.


- Założymy się?


- Jak chcesz, ale ja biegać nie zamierzam.


- Nikt ci nie każe - mówiąc to wziął ją i Antosia na ręce. - Którędy?


- Jesteś wariatem, postaw mnie!


- Którędy?


- W tamtą stronę - odpowiedziała, wskazując drogę. Na wprost.


Chłopak wziął głęboki oddech i zaczął biec. Na początku wolno, bo dodatkowy "bagaż" odrobinę mu ciążył, ale z czasem przyspieszył zostawiając za sobą tylko podeptane rośliny, silny wiatr i kilka różnorodnych błyskawic. Biegli z taką prędkością, że dziewczynka mrużyła oczy od pędu, nieprzyzwyczajona do takiego biegu, prawie połknęła muchę z zaskoczenia. Miała szeroko otwarte usta i piszczała ze strachu. Z czasem się uspokoiła i przestała się bać. Zgodnie z umową nawigowała. Antoś z kolei, tak się wystraszył, że schował się pod sukienkę Jeny.


W pewnym momencie chłopak musiał się zatrzymać. Odstawił pasażerów i bagaże na bok, a sam schylił się, opierając ręce na kolanach. Ciężko dyszał. Była to długa, piaszczysta droga.


- Dlaczego nie mówiłeś, że jesteś magiem?! - krzyknęła ucieszona Jena.


- Nie jestem - wydyszał Wally.


- Więc skąd potrafisz tak szybko biegać?


- Połączenie ze Speedforce, mówiłem ci.


- Czyli to jakiś inny rodzaj magii.


- To nie jest magia. Magia nie istnieje. To nauka.


- Nauka to inne określenie na magię? Takie, jakiego używacie w Central City?


- Ty mnie w ogóle słuchasz? Magia nie istnieje.


- Więc dlaczego biegasz tak szybko? - westchnął zrezygnowany z nieodpartym przeczuciem, że z dziewczynką raczej się nie dogada.


- Daleko jeszcze?


- Twoja magia zaoszczędziła nam dwa dni drogi!


- To nie jest magia.


- Zanieś nas dalej.


- Nie dam rady. Jestem zmęczony i osłabiony. Dawno nie miałem takiego wysiłku.


- Nie korzystałeś z magii?


- To nie jest magia.


Poszli kawałek na wprost, gdzie wskazywał drogowskaz do Grimworldu. Malowała się tam osada, bardzo podobna do tej, w której mieszkała Jena. Taka sama. Reakcja tutejszych nie różniła się szczególnie od tej w poprzedniej wiosce. Kobiety nadal patrzyły na nich z wrogością, a dzieci się chowały, ale tym razem było to bardziej widoczne.


Jena zaprowadziła ich do karczmy.


- Co drzewa robią na takim pustkowiu? - zapytał Wally.


- Dawniej był tu las, ale Łowcy zagarnęli te ziemie dla siebie i wycięli wszystkie drzewa.


- Łowcy?


- No tak. To ludzie okrutni, źli i podli do szpiku kości.


Siedzieli przy ogromnym, eleganckim stole. Kelnerka obsłużyła ich beznamiętnie. Miała kwaśną minę i nie sprawiała wrażenia sympatycznej. Pytała o zamówienie z takim wyrzutem, że miało się do siebie pretensje o zawracanie jej głowy. Czekali na jedzenie długo, aż w końcu go podała, albo raczej prawie rzuciła nim o stół, przed gości. Posiłek był zimny i nie kusił zbytnio swym wyglądem. Jena zmarszczyła nos i nie chętnie włożyła pierwszy kęs do ust. Nie jadłaby tego, gdyby nie była taka głodna. Wally z kolei tylko wzruszył ramionami i zjadł swoją porcję. Nie smakowało to dobrze. Nawet Antoś niechętnie zabrał się do jedzenia, a to nie było do niego podobne.  Wally mógł bez wahania stwierdzić, że elfy, z wyjątkiem Jeny, są bardzo niegościnne. Kelnerka podeszła do nich, zabrała talerze i zażądała zapłaty (prośbą nie dało się tego nazwać).


- Posiłek był zimny, niesmaczny, a obsługa fatalna i my mamy jeszcze płacić?! - oburzyła się dziewczynka.


- Ile? - zapytał Wally. Nie miał ochoty wdawać się w kłótnie.


- 200 srebrników - odpowiedziała.


- Ile?! - powtórzyli oboje. Wymienili przerażone spojrzenia.


- Jena, spakowałaś jakieś pieniądze, prawda?


- Dzieciom nie wolno brać pieniędzy.


- Czy można wziąć na kredyt? - zapytał z wymuszonym uśmiechem. 


Kelnerka z wściekłą miną złapała go za kołnierz i siłą zaprowadziła do jednego z budynków. Była bardzo silna jak na kobietę. Rzuciła nim przed długi stół, na ziemię. Wszędzie było bardzo elegancko i wystawnie, jak zwykle z resztą. Za stołem siedziały trzy kobiety. Na ścianie wisiał ich portret dość imponującej wielkości. Wszystkie miały surowy wyraz twarzy i patrzyły na niego z jeszcze większą niechęcią niż pozostałe mieszkanki wioski.


- Ten CZŁOWIEK odmówił zapłaty za usługę - powiedziała kelnerka, dziwnie podkreślając słowo "człowiek".


- Stracić go - powiedziały jednocześnie.


- Co? A co z przesłuchaniem świadków? Procesem? Dowodami?


- Milczeć! Bezmyślny człowiecze.


Do budynku wparowała Jena. Oczy dziecka lśniły dziwnym blaskiem, a wszystko co znalazło się w zasięgu jej wzroku, uniosło się do góry.


- Nazywam się Jena Owens, córka arcymaga Eleonor Owens i mówię, że ten człowiek jest pod moją opieką.


- Dali go - skwitował to Antoś.


- Dziecko jest magiem? - zdziwiła się jedna z kobiet za stołem.


- I to nie byle jakim - dopowiedziała druga.


- Człowiek ma prawo do obrony, ale a tylko jedną szansę - podsumowała trzecia.


- Ma złapać złodzieja - wydały werdykt. - W przeciwnym razie zostanie stracony i nawet mag ci nie pomoże.


Dzięki za uwagę.



Comment